czwartek, 3 września 2015

Biesłan 2004

Niedawno w cieniu obchodów wybuchu II wojny światowej minęła rocznica tragicznego zamachu terrorystycznego na szkołę podstawową w Biesłanie. Była to ogromna tragedia, która poprzez działania czeczeńskich terrorystów i rosyjskiego rządu, wstrząsnęła całym światem. 


fot. Viktor Korotayev
Przełom XX i XXI wieku to niezwykle gorący oraz burzliwy okres na Kaukazie. Czeczeni pragnący własnego i niezależnego państwa przeciwstawili się dominującej pozycji Rosjan. Mimo początkowych sukcesów w wyniku wewnętrznych waśni oraz przytłaczającej rosyjskiej przewagi, ich wojska zmuszone były do kapitulacji. Niestety obie czeczeńskie wojny, zwłaszcza bombardowania oraz działania wojsk okupacyjnych przyniosły ogromne straty wśród ludności cywilnej, co miało wpływ na późniejsze wydarzenia w regionie. Czeczenia, Inguszetia, Dagestan stały się w owym czasie idealnym polem dla islamskich ekstremistów. To oni w głównej mierze pod przywództwem Szamila Basajewa postanowili przenieść swe działania poza granice Czeczenii. 

Już w 1995 roku dokonali ataku terrorystycznego na szpital w Budionnowsku, biorąc ponad tysiąc zakładników. Nieudolne działania ze strony rządu doprowadziły do zwycięstwa terrorystów, którzy przyczynili się także do zakończenia I wojny czeczeńskiej. Dla wielu Rosjan była to hańba i powód do wstydu. Kaukaskich terrorystów utwierdziło to tylko w przekonaniu, że są w stanie wygrać z Rosjanami. Zapowiedzieli oni później, że będą wojować z każdym Rosjaninem powyżej 10. roku życia. Tymczasem wkrótce doszło do poważnych zmian na Kremlu, za którego sterami zasiadła osoba przeciwna negocjacjom z terrorystami.

Swe rządy żelaznej ręki Władymir Putin pokazał już podczas czeczeńskiego ataku na moskiewski teatr na Dubrowce. W wyniku próby odbicia zakładników, zginęło aż 133 z nich. Wykorzystanie nieznanego gazu oraz dezinformacja połączona z brakiem planu ewakuacyjnego sprawiły, że można było obejść się bez wielu ofiar cywilnych. Częściowa nieudolność rosyjskich władz oraz nieskoordynowane działania były tylko preludium do tragedii, do jakiej miało dojść niecałe dwa lata później. 

1 września 2004 roku w Biesłanie, mieście w Północnej Osetii, miało miejsce rozpoczęcie nowego roku szkolnego w miejscowej Szkole nr 1. Ponieważ dla miejscowej ludności jest to z reguły ważne wydarzenie, dlatego przed szkołą zgromadziło się wielu rodziców z dziećmi i krewnymi. W pewnym momencie pod szkołę zajechało kilka ciężarówek, z których nagle wyskoczyło wielu zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn. Część z dzieci wzięła początkowo strzały za wybuchające balony. Terroryści szybko zapędzają do szkoły ponad 1100 zakładników, a część opierających się osób mordują na miejscu.  

Rosyjskie władze na początku powtarzają przed kamerami, że najważniejsze jest dla nich życie zakładników. Jednocześnie od samego początku prowadzone są przygotowania nad ewentualnym szturmem. W tym samym czasie działają dwie grupy - negocjacyjna i szturmowa. Tymczasem terroryści doskonale przygotowują się na wypadek ewentualnego szturmu. Większość szkoły zostaje zaminowana, a zakładników stłoczono na sali gimnastycznej. Kilka osób zostaje zabitych dla przykładu, a po pewnym czasie dzieci zmuszone są do picia własnego moczu. 

Po południu, 2 września negocjatorom udało się nakłonić terrorystów do wypuszczenia matek z najmłodszymi dziećmi. To właśnie wtedy Viktor Korotayev wykonał zdjęcie rosyjskiego oficera, Elbrusa Gogichayeva, który niesie na rękach Alyonę Tskayevę. Była ona najmłodszą ocaloną z biesłańskiego dramatu. W tym czasie wszyscy mieli ogromne nadzieje, że uda się rozwiązać konflikt bez użycia siły. Niestety następnego dnia wszystko wymknęło się spod kontroli. Terroryści zgodzili się na usunięcie ciał sprzed szkoły. W momencie przybycia ekipy na miejsce doszło do wymiany ognia. Do dziś nie wiadomo, kto dokładnie zaczął, wiadomo jednak, że wypadki potoczyły się niezwykle szybko.

Do strzelaniny szybko przyłączyli się ojcowie przetrzymywanych dzieci, a narastająca wymiana ognia utwierdziła terrorystów w przekonaniu, że dochodzi właśnie do szturmu. Wkrótce rozpętało się prawdziwe piekło. Czeczeni zaczęli detonować ładunki wybuchowe, brać jeńców jako żywe tarcze. Rosyjskie wojska i służby specjalne do szturmu wykorzystywały miotacze ognia RPO Trzmiel, śmigłowce szturmowe, a nawet czołg. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Sala gimnastyczna stanęła w ogniu, będąc pułapką dla zakładników. Wiele osób uciekało chaotycznie ze szkoły, dostając się w krzyżowy ogień. W czasie szturmu zginęły 334 osoby, a około 700 zostało rannych. Ponad połowę z nich stanowiły dzieci. Wiele z nich zginęło paląc się żywcem na sali gimnastycznej. Niektórzy rodzice rozpoznawali swe dzieci i krewnych jedynie po kawałkach ciała, ubraniach. Dla ocalonych był to dopiero początek wieloletniej gehenny. Większość terrorystów została zabita na miejscu, choć istnieją przesłanki, że cześć z nich wymknęła się podczas panującego chaosu. 

Ten tragiczny dzień obnażył politykę, jaką kierowały się rosyjskie władze. To nie zakładnicy, lecz śmierć terrorystów stała się nadrzędnym celem dla Rosjan. Brak planu szturmu, ewakuacji, czy też opieki nad rannymi tylko zwiększył ostateczną liczbę ofiar. Obok tego władze dążyły do zafałszowania informacji. Początkowo upierały się, że zakładników w szkole jest ledwie kilkuset, a późniejszych ofiar o wiele mniej niż w rzeczywistości. Zagranicznym oraz niezależnym mediom zarzucano bluźnierstwo. Już na drugi dzień rozpoczęto sprzątanie gruzowiska, nie zwracając uwagi na fakt, że spod cegieł i ziemi wystają ludzkie kości i dziecięce zabawki. Oczywiście operacje uznano za sukces. Rodziny ofiar do dzisiaj nie mogą doczekać się jednak sprawiedliwości. 

Skala tej tragedii była tak wielka, że nawet doświadczeni reporterzy nie byli w stanie wytrzymać widoku tylu martwych dziecięcych ciał. Na wiele lat Biesłan stał się miastem żałoby.

Udało mi się dotrzeć do wielu zdjęć z miejsca tragedii, jednak skala ich realizmu i brutalności jest zbyt duża, dlatego publikuję jedynie dwa poniższe.


fot. N.N



            Dziesięć lat po tych tragicznych wydarzeniach bohaterowie zdjęcia spotkali się znów ze sobą.

fot. N.N

Źródła:
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/bieslan-sceny-z-dzieciecego-koszmaru/s08kd
https://pl.wikipedia.org/wiki/Atak_terrorystyczny_na_szko%C5%82%C4%99_w_Bies%C5%82anie
Wiktor Bater, Nikt nie spodziewa się rzezi. Notatki korespondenta wojennego, Wydawnictwo: Znak.
http://www.rt.com/news/185624-russia-beslan-tragedy-survivor/




wtorek, 1 września 2015

Iwo Jima - Flags of Our Fathers

Na samym wstępie przepraszam wszystkich za długą nieobecność. Trochę się działo u mnie ostatnio, co wpłynęło na znikomą aktywność na blogu. Jednak w sytuacji, gdy czytelnicy sami domagają się nowych teksów, nie mogłem pozostać na to obojętnym. Dziś przypada kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej, w związku z czym warto zająć się tą tematyką. Zdecydowanie jednym z najpopularniejszych i najbardziej znanych obrazów tego okresu jest zdjęcie ukazujące sztandar nad Iwo Jimą. 


fot. Joe Rosenthal


Na początku 1945 roku upadek Japonii był tylko kwestią czasu. Jednak dokonanie tego wymagało od wojsk amerykańskich dużego wysiłku. Jedną z ostatnich przeszkód na drodze ku Cesarstwu Japonii była Iwo Jima. Stanowiła ona pierwszą ojczystą ziemię wroga, dlatego dowództwo spodziewało się zażartych walk oraz dużych strat wśród żołnierzy. 

Rzeczywiście, Japończycy ufortyfikowali wyspę, tworząc z niej jedną wielką pułapkę, w którą wpadły amerykańskie oddziały. Walki o Iwo Jimę trwały ponad miesiąc, przynosząc po obu stronach straty liczone w tysiącach zabitych i rannych. Właśnie wtedy w czasie walk, 23 lutego 1945, wykonana została jedna z najsłynniejszych fotografii w historii. 

Tego dnia wojskom amerykańskim udało się zdobyć kluczowy punkt na wyspie, jakim była góra Suribachi. Dowództwo wysłało niewielki oddział w celu zawieszenia na szczycie amerykańskiej flagi. Już w okolicach godziny 10:20 flaga znalazła się na szczycie. Jednak dowództwo uznało, że należy ją zamienić na znacznie większą, dlatego posłało na górę gońca z nową amerykańską flagą. Osobą, która dostarczyła ją na szczyt był Rene. A. Gagnon, który znalazł się później na słynnej fotografii. 

W międzyczasie Joe Rosenthal, fotograf pracujący dla Associated Press, usłyszał, że na szczycie dokonane zostanie ponowne wzniesienie sztandaru. Na miejscu natknął się na grupę Marines, wśród których znajdowali się Rene Gagnon, Ira Hayes, John Bradley, Michael Strank, Harlon Block oraz Franklin Sousley. Przymocowali oni sztandar do japońskiej rury wodociągowej, po czym charakterystyczna amerykańska flaga po raz drugi zawisła tego dnia na szczycie Suribachi.

Niewiele brakowało, a słynne zdjęcie w ogóle by nie powstało. Rosenthal z racji swego niskiego wzrostu szukał idealnego miejsca do wykadrowania. Rozpoczął usypywanie górki z kamieni na swój aparat i w ostatniej chwili wykonał zdjęcie, bez patrzenia w wizjer. Dzięki temu trochę przez przypadek powstało najsłynniejsze wojenne zdjęcie. Obok tego Rosenthal wykonał jeszcze dwa ustawione zdjęcia, co miało potem wpływ na rozwój pewnej historii. 

Z oczywistych względów fotograf nie zdawał sobie sprawy z wagi swego zdjęcia, dlatego posłał je jak zawsze wraz z innymi do bazy na Guam. Tam szybko zostało ono zauważone i od razu przesłane do głównej agencji AP w Nowym Jorku. Lotem błyskawicy pojawiło się ono na okładkach praktycznie wszystkich gazet w Ameryce. Fotografia wylądowała na samym szycie, u prezydenta, który zdecydował, że należy ją wykorzystać w czasie sprzedaży wojennych obligacji, bez których niezwykle trudne było finansowanie działań wojennych.

Sprawą priorytetowej wagi dla naczelnego dowództwa było odnalezienie żołnierzy znajdujących się na zdjęciu. Niestety moment zawieszenia flagi nie wiązał się z zakończeniem działań wojennych na wyspie. W wyniku tego z sześcioosobowej grupy do końca walk przetrwali jedynie Rene Gagnon, Ira Hayes oraz John Bradley. To właśnie Gagnon był odpowiedzialny za rozpoznanie wszystkich na zdjęciu. Błędnie przypisał on sylwetkę Harlona Blocka jako sierżanta Henry’ego Hansena. Sam Ira Hayes zagroził przy tym Gagnowi śmiercią, jeśli ten wskaże jego jako osobę na zdjęciu. Ten przyparty jednak do muru przez dowództwo ujawnił, że Hayes także znajdował się na zdjęciu. Wkrótce cała trójka zaczęła odbywać tourne po Stanach Zjednoczonych, inscenizując moment zawieszenia flagi, wygłaszając liczne przemówienia. 

Dla Bradleya i Hayesa było to niezwykle uciążliwe zajęcie, a tym bardziej nie akceptowali oni Gagnona, który jako goniec nie był przez nich uznawany za pełnowartościowego żołnierza. Hayes szybko popadł w alkoholizm, a do tego odkrył pomyłkę związaną z identyfikacją Blocka. Dowództwo kazało mu jednak nie ujawniać tych informacji. Ira za pijaństwo szybko został odesłany do swej jednostki. Dopiero po wojnie udał się do rodziny Harlona Blocka i poinformował, że to ich syn znajduje się na zdjęciu. Dzięki temu prawda szybko wyszła na jaw. Hayes jako Indianin nie mógł odnaleźć się w nowej, powojennej rzeczywistości. Przed sławą uciekał w alkoholizm, co skończyło się jego tragiczną śmiercią w wieku 32 lat. Do dziś uchodzi on za symbol weteranów z problemami powojennymi oraz trudnej sytuacji Indian w USA. 

John Bradley po wojnie o tym wyczynie tylko raz wspomniał swej żonie na pierwszej randce. Przez całe swe życie unikał wszelkich wywiadów, spotkań. Dopiero po jego śmierci, syn James zainteresował się całą historią, czego efektem była wydana przez niego w 2000 roku książka Flags of Our Fathers. W 2006 roku została ona zekranizowana przez Clinta Eastwooda. Warto zobaczyć ten film jako dopełnienie tej historii. 

Sam Rosenthal za swe zdjęcie uhonorowany został Nagrodą Pulitzera. Przez wiele lat zarzucano mu jednak, że zdjęcie było ustawione. Wpływ na to miała także pomyłka wynikająca z jego podróży na Guam, gdzie został zapytany o to, czy zdjęcie zostało zapozowane. Myśląc, że chodzi o zupełnie inną fotografię, powiedział, że tak. Przyczyniło się to do powstania wielu pogłosek i mitów. 

Sama fotografia stała się wielkim symbolem dla Amerykanów, nadzieją na zwycięstwo. Tylko dzięki sprzedaży obligacji z nią związanych, amerykański rząd zarobił ponad 26 miliardów dolarów! Prawdopodobnie jest to także najliczniej reprodukowane zdjęcie w historii.

Źródła:
http://edition.cnn.com/2015/02/22/world/cnnphotos-iwo-jima/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sztandar_nad_Iwo_Jim%C4%85
https://en.wikipedia.org/wiki/Raising_the_Flag_on_Iwo_Jima
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ira_Hayes