poniedziałek, 16 stycznia 2012

Ken Kozakiewicz

W roku 1990 doszło do irackiej inwazji na Kuwejt. Wbrew oczekiwaniom Saddama Husajna, jego najazd na Kuwejt spotkał się z potępieniem ze strony większości państw na świecie. Niedostosowanie się do rezolucji ONZ spowodowało przygotowanie zbrojnej interwencji. Przedstawione zdjęcie ukazuje jedne z ofiar koalicji antyirackiej.


fot. David Turnley

Operacja "Pustynna Burza" była największą zbrojną interwencją wojsk amerykańskich od czasów wojny w Wietnamie. Siły koalicyjne liczyły blisko milion żołnierzy, z czego Amerykanie stanowili 70% wszystkich oddziałów. Po serii tysięcy nalotów na irackie obiekty militarne i gospodarcze, rozpoczęła się operacja lądowa. Była to jedna z najszybszych operacji w historii. Naziemny atak Amerykanów trwał ledwie 100 godzin i zakończył się totalnym rozgromieniem irackich wojsk - jednej z najsilniejszych armii na świecie. Mimo ogromnych sukcesów Amerykanie nie zdecydowali się na atak na stolicę, w wyniku czego do dzisiejszego dnia muszą się zmagać z konfliktem w Iraku.

Operacja w Iraku i Kuwejcie została poddana ścisłej cenzurze przez Pentagon. Oficerowie armii mieli za zadanie jak najmocniej utrudnić życie dziennikarzy. Na samym początku zmagań dziennikarze nie zostali dopuszczeni na linię frontu. Specjalna dyrektywa nakazywała blokowanie obrazów przedstawiających ofiary wojny, a w szczególności poległych. Dziennikarze zdali sobie sprawę, iż bardzo trudno będzie im dane pokazywanie prawdziwego oblicza wojny.

Amerykański fotograf David Turnley był jedną z tych osób, które chciały ominąć zastosowane przepisy. Udało mu się dostać do medycznej jednostki MASH, znanej choćby z filmu Roberta Altmana. Okazało się, że w tej jednostce nie było żadnego oficera wywiadu. Lekarze zgodzili się na to, by Turnley mógł z nimi podróżować po polu bitwy.

Podczas ostatniego dnia walk fotograf wyleciał z lekarzami na jeden z patroli. Po otrzymaniu meldunku radiowego, z twarzy kapitana Turnley wywnioskował, że zdarzyło się coś złego. Na miejscu lekarze znaleźli amerykański pojazd M2 Bradley, który w wyniku ataku rakietowego został dosłownie przecięty na dwie części. Nie było żadnych wątpliwości, że tym razem mają do czynienia z tak zwanym "friendly fire", czyli omyłkowym atakiem ze strony sojuszników.

Dwaj ranni żołnierze zostali zabrani do śmigłowca. Byli bardzo zdezorientowani i nie mieli pojęcia, co się stało. Ciało kierowcy zostało umieszczone w specjalnym worku. Jeden z medyków zdjął z szyi zabitego nieśmiertelnik, po czym podał go drugiemu medykowi. W tym momencie ranny sierżant Ken Kozakiewicz dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel Andy Alaniz nie żyje. Moment jego rozpaczy stał się największym symbolem tamtej wojny.

Turnley obawiał się, że jego zdjęcie zostanie zatrzymane przez cenzurę. Tak też się stało, lecz na całe szczęście po kilku dniach obraz ukazujący płaczącego żołnierza ukazał się w większości światowych gazet.

Zdjęcie Kena Kozakiewicza uzmysłowiło ludziom na całym świecie, że żołnierze nie są ludźmi ze stali. Łzy, rozpacz również i takim osobom nie są obce. W wielu przypadkach mamy do czynienia z bardzo młodymi żołnierzami. Do armii amerykańskiej mogą zgłaszać się nastolatkowie, którzy ukończyli 17 lat. Według prawa nie mogą napić się piwa, lecz mogą walczyć z karabinem w ręku.

Przy zastosowaniu najnowocześniejszych technologii pomyłki na polu bitwy nadal występują, w wyniku czego co jakiś czas słyszymy o sytuacjach, gdy ktoś ginie od przyjacielskiego pocisku. Rodziny poległych jak i ci, którzy doprowadzili do takiej tragedii, muszą cały czas żyć z tym tragicznym przeświadczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz