W
1969 roku w Dąbrowie Górniczej doszło do katastrofy w kopalni
"Generał Zawadzki". Gdyby nie wielkie szczęście górników
oraz sprawnie poprowadzona akcja ratunkowa, mielibyśmy wtedy do
czynienia z jedną z najtragiczniejszych tego rodzaju sytuacji w
polskim górnictwie. Na całe szczęście stało się zupełnie
inaczej, a symbolem sukcesu jest między innymi to zdjęcie
przedstawiające jednego z wielu uratowanych wtedy górników.
fot.
Stanisław Jakubowski
|
Dwudziestego
trzeciego lipca 1969 roku w chodniku wentylacyjnym znajdującej się
w Dąbrowie Górniczej kopalni Generał Zawadzki zaczęła pojawiać
się woda. Jest to częsta sytuacja w górnictwie, jednak za każdym
razem stwarza spore zagrożenie. W tym wypadku było ono o tyle
większe, że nad podziemnymi szybami i korytarzami znajdował się
sztuczny zbiornik z wodą "Jadwiga II".
Następnego
dnia służby geologiczne sprawdziły na wszelki wypadek, czy poziom
wody w tym osadniku nie zaczyna opadać. Wszystko było w normie,
jednak na wszelki wypadek nakazano opróżnić osadnik. Niestety
przed przystąpieniem do prac, dno zbiornika uległo zapadnięciu, a
do wnętrza kopalni zaczęły się wdzierać ogromne ilości wody. W
ciągu dwóch godzin spłynęło 90 tysięcy metrów sześciennych
wody! W krótkim czasie chodniki zamieniły się w rwące rzeki,
będące śmiertelnym zagrożeniem dla górników. Większości z
nich udało się w porę uciec, jednak na dole blisko stu z nich
zostało uwięzionych.
Dyrekcja
kopalni początkowo nie mogła rozeznać się w sytuacji, albowiem
skala zniszczeń była ogromna. Brakowało kontaktu z wieloma osobami
z ponad 1,5 tysiąca pracowników. Po pewnym czasie znajdowano jednak ocalałych górników, lecz nadal nie można było doszukać się blisko
80-ciu. Tymczasem owa grupa zebrała się oddziale G3. Było ich
dokładnie 79. Mimo potoku rwącej wody udało im się na taśmie
wciągnąć w górę chodnika do wspomnianego oddziału. Był to
jednak początek ich problemów, gdyż zaczęło dochodzić do
zawałów, które odcięły im drogę ucieczki.
Sytuacja
na kopalni stała się głównym tematem w całym kraju. Do Dąbrowy
zjechali się wtedy między innymi premier Cyrankiewicz, minister
górnictwa Jan Mitręga oraz Edward Gierek. Pod kopalnią
zaczęły gromadzić się tłumy rodzin górników. Panowała wśród
nich niepewność oraz obawy o najgorsze.
fot.
Józef Wróbel
|
Uwięzieni
górnicy pozbawieni byli łączności, elektryczności, czystej wody,
a także jedzenia. Do tego zniszczone szyby wentylacyjne odcięły im
dopływ świeżego powietrza. Na miejsce akcji zjeżdżały się
zastępy ratowników z całego województwa. Przybyło ich łącznie
ponad pięciuset. Kierujący akcją dzięki wcześniejszej
krótkotrwałej łączności z dołem wiedzieli o grupie
uwięzionych górników, lecz nie znali ich dokładnej lokalizacji, a
wszystkie drogi były odcięte przez wodę, zwaliska i zniszczony
sprzęt.
Górnicy
odczuwając brak tlenu, rozpoczęli poszukiwania źródła świeżego
powietrza. Grupa poszukiwawcza udała się w kierunku pochylni 33,
gdzie znajdował się rurociąg przeciwpożarowy. Na całe szczęście
rurociąg okazał się nienaruszony, dzięki czemu cała grupa zebrała
się przy jego wylocie. Choć na tę chwilę byli bezpieczni, to
jednak wciąż pozostawali uwięzieni wiele metrów pod ziemią. Po
29 godzinach prowadzonej akcji ratunkowej, ekipie poszukiwawczej
udaje się nawiązać kontakt z uwięzionymi poprzez wspomniany rurociąg.
Wszystkie
siły zostają skierowane w stronę pochylni 33. W samym centrum
Dąbrowy Górniczej, nieopodal Pałacu Kultury Zagłębia ustawiono
szyby wiertnicze, które miały wydrążyć drogę do zasypanych.
Mimo uzyskania kontaktu z korytarzem i spuszczenia na dół telefonu
oraz niezbędnych środków do przeżycia, uwięzieni górnicy nie
byli w stanie odnaleźć przesyłki z góry. Z powodu braku tlenu
oraz poważnych utrudnień ratownicy z trudem przebijali się przez
200 metrów zasypanego chodnika. Tworzyli własny tunel o wymiarach
metr na metr, a postęp prac wynosił od 1 do 4 metrów na godzinę.
Poprzez rurociąg wtłaczano do górników świeże powietrze, a
także za pomocą piłeczek pingpongowych niezbędne witaminy.
Kolejne
godziny w ciemnościach oraz niedobór tlenu sprawiły, że
wielu górników zaczynało mieć halucynacje, traciło wiarę w końcowy
ratunek. Sytuację na szczęście udało się opanować sztygarowi
Romanowi Wilkowi. Tymczasem wreszcie po 77 godzinach ratownicy przebili
się do górników i udało im się wyprowadzić ich po kolei na powierzchnię.
Opisywane zdjęcie pokazuje właśnie radość jednego z 79-ciu
górników, którzy dzięki znakomitej akcji ratowniczej wyrwali się
ze szponów śmierci. Warto dodać, że autor fotografii, Stanisław
Jakubowski, w roku 1969 za reportaż z akcji ratowniczej został
nagrodzony w kategorii Photo Stories w konkursie World Press Photo.
Niestety
radość z sukcesu zmącił fakt śmierci 19-letniego Mariana Dereja,
który zginął w czasie zawału. Gdyby na chwilę przed wypadkiem wykonał jeszcze kilka kroków, to prawdopodobnie znalazłby się w
grupie ocalonych.
KWK
"Generał Zawadzki" (Paryż) podobnie jak większość kopalni na
Górnym Śląsku oraz Zagłębiu Dąbrowskim w latach 90. uległa
likwidacji.
fot.
Józef Wróbel
|
Duże
podziękowania dla portalu Dawna Dąbrowa za udostępnienie zdjęć.
Źródła:
http://polska.newsweek.pl/historia--w-chile-uratowano-33--u-nas-az-79-gornikow,67059,1,1.htmlhttp://www.dabrowa.pl/dg_zaklad-kopalnia_paryz.htmhttp://www.dziennikzachodni.pl/artykul/320004,w-kopalni-w-dabrowie-gorniczej-bylo-jak-w-chile-audio,4,id,t,sa.html
Film: Katastrofy górnicze - polecamy się waszej pamięci