Na początku czerwca 1962 roku w Wenezueli doszło do krótkotrwałego buntu wojskowego, który przeszedł do historii jako El Porteñazo. Było to jedno z kilku wystąpień wojskowych przeciwko prezydentowi Rómulo Betancourtowi. Celem rebeliantów było zajęcie miasta Puerto Cabello oraz twierdzy Solano. W czasie walk w mieście, Héctor Rondón Lovera wykonał niezwykle dramatyczne zdjęcie, ukazujące kapelana Luisa Manuela Padillę, który podtrzymywał w swych ramionach żołnierza postrzelonego przez snajpera.
fot. Héctor Rondón Lovera |
Wysiłki prowadzone przez buntowników okazały się dla nich daremne, gdyż większość żołnierzy nie przyłączyła się do rebeliantów, a armia w ciągu kilku dni zdławiła powstanie. Walki zakończyły się śmiercią ponad 400 osób. Podczas bitwy ulicznej wielu żołnierzy zginęło od kul snajperów. To właśnie wtedy wśród walk oraz przelatujących pocisków, ksiądz Luis Padilla, pełniący rolę kapelana wojskowego, udzielał ostatniego namaszczenia wielu rannym oraz zabitym żołnierzom.
Gazeta "La República" na wieść o walkach w mieście postanowiła wysłać jednego ze swych fotografów. Wybór padł właśnie na Loverę, gdyż nie bał się on tego typu wyzwań. Gwałtowność walk na ulicach sprawiła, że wojsko nie było w żaden sposób w stanie zagwarantować dziennikarzom i fotoreporterom bezpieczeństwa. Loverze udało się znaleźć bezpieczną kryjówkę, w której spędził wtedy pół godziny, dokumentując wydarzenia, jakich był świadkiem. Autor tego słynnego zdjęcia, wspomniał potem, że w wyniku ciągłego prowadzonego ognia na ulicach, nie jest pewien, w jaki sposób dokładnie udało mu się uchwycić ten obraz.
Pamięta jednak, że pewnym momencie zauważył przed sobą księdza, który przemieszczał się między żołnierzami, udzielając im ostatniego namaszczenia.
Jeden z ciężko rannych żołnierzy prosił kapelana o pomoc. To właśnie w chwili, gdy ksiądz Padilla próbował podnieść mężczyznę, Lovera wykonał swe zdjęcie. Niestety w wyniku ciężkiej rany postrzałowej żołnierz zmarł w ramionach duchownego. Do dzisiaj trudno ustalić, kim dokładnie był ten mężczyzna. Jedne źródła podają, iż był to porucznik Luis Antonio Rivera Sanoja, inne natomiast, że kapral Andrés de Jesús Garcés.
Gdy redakcja gazety otrzymała wywołane zdjęcia, była w ogromnym szoku. Od razu wiedziano, że mają do czynienia z niezwykłym obrazem. Główna fotografia ukazała się szybko w dwóch najważniejszych krajowych dziennikach, a za pośrednictwem Associated Press obiegła cały świat. Dotarto potem w celu przeprowadzenia wywiadu do księdza, który w swym skromnym domu nadal przeżywał te trudne chwile, pełne bólu i śmierci. Nie można nie zgodzić się z faktem, że obraz ten posiada niezwykłą siłę oddziaływania na widza. Szybko został nazwany wenezuelską "Pietą". Przypomina jedną z wielu religijnych scen, z jakimi mamy do czynienia choćby w średniowiecznej sztuce.
Jest to zdjęcie, które regularnie znajduje się w wielu rankingach najważniejszych fotografii XX wieku. Zdobyło także nagrodę World Press Photo oraz Pulitzera. Fotograf Héctor Rondón Lovera zmarł 21 czerwca 1984 roku. Nikt nie wie niestety, gdzie znajdują się oryginały wykonanych przez niego ujęć. Z informacji, do jakich udało mi się dotrzeć, wynika, że ksiądz Padilla pod koniec lat 70. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Pełnił swą duchowną posługę przez ponad 50 lat życia.
Źródła:
http://en.wikipedia.org/wiki/El_Porte%C3%B1azo
http://www.nnfotografos.com/index.php?option=com_k2&view=item&id=217:el-porte%C3%B1azo-h%C3%A9ctor-rond%C3%B3n&Itemid=50
http://iconicphotos.wordpress.com/2009/06/25/aid-from-a-padre/
http://lulu-memoirs.blogspot.com/2008/01/story-behind-picture-priest-and-dying.html
Gazeta "La República" na wieść o walkach w mieście postanowiła wysłać jednego ze swych fotografów. Wybór padł właśnie na Loverę, gdyż nie bał się on tego typu wyzwań. Gwałtowność walk na ulicach sprawiła, że wojsko nie było w żaden sposób w stanie zagwarantować dziennikarzom i fotoreporterom bezpieczeństwa. Loverze udało się znaleźć bezpieczną kryjówkę, w której spędził wtedy pół godziny, dokumentując wydarzenia, jakich był świadkiem. Autor tego słynnego zdjęcia, wspomniał potem, że w wyniku ciągłego prowadzonego ognia na ulicach, nie jest pewien, w jaki sposób dokładnie udało mu się uchwycić ten obraz.
Pamięta jednak, że pewnym momencie zauważył przed sobą księdza, który przemieszczał się między żołnierzami, udzielając im ostatniego namaszczenia.
fot 2-4. Héctor Rondón Lovera |
Jeden z ciężko rannych żołnierzy prosił kapelana o pomoc. To właśnie w chwili, gdy ksiądz Padilla próbował podnieść mężczyznę, Lovera wykonał swe zdjęcie. Niestety w wyniku ciężkiej rany postrzałowej żołnierz zmarł w ramionach duchownego. Do dzisiaj trudno ustalić, kim dokładnie był ten mężczyzna. Jedne źródła podają, iż był to porucznik Luis Antonio Rivera Sanoja, inne natomiast, że kapral Andrés de Jesús Garcés.
Gdy redakcja gazety otrzymała wywołane zdjęcia, była w ogromnym szoku. Od razu wiedziano, że mają do czynienia z niezwykłym obrazem. Główna fotografia ukazała się szybko w dwóch najważniejszych krajowych dziennikach, a za pośrednictwem Associated Press obiegła cały świat. Dotarto potem w celu przeprowadzenia wywiadu do księdza, który w swym skromnym domu nadal przeżywał te trudne chwile, pełne bólu i śmierci. Nie można nie zgodzić się z faktem, że obraz ten posiada niezwykłą siłę oddziaływania na widza. Szybko został nazwany wenezuelską "Pietą". Przypomina jedną z wielu religijnych scen, z jakimi mamy do czynienia choćby w średniowiecznej sztuce.
Jest to zdjęcie, które regularnie znajduje się w wielu rankingach najważniejszych fotografii XX wieku. Zdobyło także nagrodę World Press Photo oraz Pulitzera. Fotograf Héctor Rondón Lovera zmarł 21 czerwca 1984 roku. Nikt nie wie niestety, gdzie znajdują się oryginały wykonanych przez niego ujęć. Z informacji, do jakich udało mi się dotrzeć, wynika, że ksiądz Padilla pod koniec lat 70. wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Pełnił swą duchowną posługę przez ponad 50 lat życia.
Źródła:
http://en.wikipedia.org/wiki/El_Porte%C3%B1azo
http://www.nnfotografos.com/index.php?option=com_k2&view=item&id=217:el-porte%C3%B1azo-h%C3%A9ctor-rond%C3%B3n&Itemid=50
http://iconicphotos.wordpress.com/2009/06/25/aid-from-a-padre/
http://lulu-memoirs.blogspot.com/2008/01/story-behind-picture-priest-and-dying.html
Ładne zdjęcia z klimatem. Pozdrawiam i zapraszam na wylistuj.pl
OdpowiedzUsuńTo chyba wyraz wyzucia z emocji w imię źle rozumianej "wrażliwości artystycznej", by sceny śmierci nazywać ładnymi zdjęciami z klimatem.
UsuńCiekawa historia, pierwszy raz o niej słyszę :) z niecierpliwoscia czekam na kolejne wpisy!
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, pierwszy raz o niej słyszę :) z niecierpliwoscia czekam na kolejne wpisy!
OdpowiedzUsuń