Pokazywanie postów oznaczonych etykietą World Press Photo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą World Press Photo. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 grudnia 2022

W poszukiwaniu pokoju wśród chaosu

Etiopia to z pewnością jedno z zapomnianych przez Boga miejsc na świecie. Wraz z sąsiednią Somalią od lat jest areną wewnętrznych i międzynarodowych konfliktów, jak i klęsk głodu, które przyczyniają się do śmierci wielu mieszkańców. To obszar, który czasem zdaje się być studnią bez dna - nieważne, ile środków przeznaczą międzynarodowe organizacje, zawsze znajdzie się kolejny problem. Tego między innymi dotyczą zdjęcia Amanuela Seleshiego. 


fot. Amanuel Seleshi


Oczyma młodego fotoreportera Amanuela Seleshiego możemy dziś obserwować cierpienie i agonię towarzyszące wojnie w Etiopii. Ten chłopak, który nagle zachwycił się fotografią, jest obecnie laureatem East African Photography Award, jak i również został doceniony przez World Press Photo. W trakcie studiów na Uniwersytecie w Addis Abebie jako inżynier mechanik zakochał się on w fotografii po obejrzeniu zdjęcia zrobionego w Paryżu w 1989 roku przez Elliotta Erwitta. Od tego momentu wiedział, że jego pasją będzie opowiadanie historii za pomocą zdjęć. Zaczynał klasycznie, czyli skromnie, przedstawiając miejsca w jego najbliższym otoczeniu. Wkrótce jednak zdecydował się w całości poświęcić fotografii, przez co zaczął pracować jako wolny strzelec. Udało mu się nawiązać współpracę z Agence France-Presse w 2020 roku. Jego pierwszym większym projektem była sytuacja związana z koronawirusem. Międzynarodową sławę zyskał jednak dzięki projektowi W poszukiwaniu pokoju wśród chaosu

Opowiedziana przez niego historia miała miejsce w 2021 roku. Udało mu się wtedy dostać do strefy działań wojennych na obszarach kontrolowanych przez rząd. Znalazł on się w miejscu, którego główną cechą jest dewastacja i chaos. Dane mu było dzięki temu opowiedzieć historie cywilów, pokazać przepełniony nadzieją ból w ich oczach, pozostałości po wojnie, która nie była ich dziełem. Fotograf w swojej pracy koncentrował się głównie na reakcji ludzi na wojnę. 

Jego projekt fotograficzny udokumentował gwałtowny konflikt wewnętrzny, który ogarnął Etiopię w listopadzie 2020 roku. Wybuchły w tym czasie walki z udziałem sił rządowych i Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigray (TPLF), które bardzo szybko rozprzestrzeniły się z regionu Tigray, na północy Etiopii, na południe do sąsiednich stanów Amhara i Afar. Ów konflikt doprowadził do śmierci tysięcy osób, licznych przesiedleń, jak i kolejnej klęski głodu. Wszystko to związane było i nadal jest z napięciami na tle etnicznym. Zdaniem ONZ pod koniec 2021 roku blisko 400 000 ludzi doświadczało głodu, a zdecydowana większość z sześciu milionów mieszkańców regionu Tigray potrzebowała natychmiastowej pomocy. Sam konflikt sprawił, że około 2.5 mln mieszkańców zmuszonych zostało do porzucenia swoich domów. 

Na zaprezentowanym zdjęciu widzimy chłopca, który idzie przez mgłę w pobliżu wsi Chenna Teklehaymanot, mniej więcej 95 kilometrów na północny wschód od miasta Gonder. Miało to miejsce 14 września 2021 roku. Między 31 sierpnia a 4 września bojownicy powiązani z Tigray zabili w tej wiosce od 120 do 200 osób. Ciężko się oprzeć wrażeniu, że widoczny koń z dobytkiem na grzbiecie to jedyne, co pozostało chłopcu do przeżycia. Ponury charakter zdjęcia komponuje się z ogólną sytuacją w Etiopii, choć zgodnie z tematem reportażu, można tu dostrzec światełko nadziei wśród chaosu. 

A oto kilka innych zdjęć, które znalazły się w reportażu Seleshiego:

fot. Amanuel Seleshi

Źródła:
https://www.worldpressphoto.org/collection/photo-contest/2022/Amanuel-Sileshi/1
https://amanuelsileshi.com/portfolio/searching-peace-amidst-chaos
https://www.thereporterethiopia.com/27277/

sobota, 17 września 2022

Fatima Shbair - Strefa Gazy

Wieloletni konflikt w strefie Gazy wydaje się mało medialny, interesujący dla świata. Tymczasem dochodzi w nim do wielu ludzkich dramatów i tragedii. Pojedynek między Hamasem a Izraelem dotyka przede wszystkim ludności cywilnej, dla której naloty bombowe, gruzowiska, śmierć stały się czymś powszechnym. Jedną z osób, która od środka obserwuje i dokumentuje ten konflikt, jest Fatima Shbair.


fot. Fatima Shbair



Fatima Shbair to palestyńska fotograf, która od kilku lat zajmuje się reportażami na temat strefy Gazy, życia tamtejszej ludności. Kobieta ta urodziła się w 1997 roku w Gazie. Początkowo studiowała zarządzanie biznesem przez trzy lata na Uniwersytecie Al-Azhar w Kairze. Jednak potem zmieniła swoje zainteresowania i postawiła na dziennikarstwo. W 2019 zaczęła tworzyć swoje fotoreportaże, pracując w terenie, relacjonując eskalację sił izraelskich, atakujących strefę Gazy. Ponieważ w tym regionie nie było żadnych instytucji zajmujących się fotoreportażem, Fatima spędziła wiele lat na samodzielnym doskonaleniu swoich umiejętności. Dzięki temu można powiedzieć, że jest samoukiem.

Ma ona przesłanie, które chce przekazać światu. Ma być właśnie głosem nieopowiedzianych historii. Oczywiście od początku napotkała ona na swej drodze wiele trudności, ponieważ społeczeństwo w Gazie jest konserwatywne, więc kobiecie z aparatem nie było łatwo wejść w interakcję z wieloma mieszkańcami. Jednak krok po kroku, w końcu zdobyła szacunek i uznanie. Jeszcze niedawno pracowała jako freelancer, a swoje zdjęcia sprzedawała międzynarodowym agencjom.

Głośno o kobiecie zrobiło się w 2021 roku, kiedy to opublikowała swój reportaż: 11 Days of the Israeli-Palestinian Conflict. Za wykonaną pracę otrzymała nagrodę w ramach konkursu International Women's Media Foundation. W wieku 24 lat stała się najmłodszą laureatką w historii. Jest to bardzo ważne wyróżnienie, gdyż przyznawane jest fotoreporterkom, które podejmują poważne ryzyko i stawiają czoła śmierci, aby uchwycić niebezpieczne, ważne wydarzenia, rzucając światło na nieopublikowane historie.

Do tej pory wojna w Gazie 2021 była najtrudniejszym doświadczeniem w jej karierze. 11-dniowy konflikt wybuchł 10 maja 2021 roku, po rosnących napięciach związanych z groźbami eksmisji w spornej dzielnicy Szejka Jarrah we Wschodniej Jerozolimie, jak i również po starciach w kompleksie meczetu Al-Aksa. Hamas po postawionym Izraelowi ultimatum, wystrzelił rakiety na Jerozolimę. Izrael odpowiedział ze swej strony nalotami na Gazę. Konflikt nasilił się, obejmując inne miasta, co przyczyniło się do największego kryzysu od czasu wojny w Gazie w 2014 roku. Według ONZ w ciągu tych 11 dni zginęło ponad 230 Palestyńczyków, w tym 106 kobiet i dzieci. Po stronie Izraela z kolei było 13 ofiar śmiertelnych. Trudno nawet porównać skalę konfliktu, gdzie po jednej stronie mieliśmy Hamas ostrzeliwujący prostymi rakietami terytorium Izraela, a po drugiej stronie bogate państwo z potężnym lotnictwem. Doprowadziło to oczywiście przede wszystkim do zniszczeń i strat po stronie Gazy, gdzie głównie ucierpieli niewinni cywile. Tak niestety od lat wygląda polityka Izraela, który za bardzo nie liczy się z konsekwencjami swoich działań.

Dla Fatimy to była pierwsza wojna, którą udokumentowała. Przez 11 dni z narażeniem życia pracowała w terenie, jednocześnie martwiąc się o rodzinę w domu na północy strefy. Musiała wtedy znaleźć równowagę między pracą a rodziną. Wojna przyniosła jej większe doświadczenie i świadomość środowiska pracy w terenie. Zdała sobie sprawę z tego, jak ważny jest aparat fotograficzny, jak może przekazać szczegóły miasta, w którym od czasu blokady Gazy w 2006 roku, niczym w więzieniu mieszka około dwóch milionów ludzi.

Dorobek Fatimy, który został udokumentowany w trudnych warunkach, od razu przyciągnął uwagę sędziów Międzynarodowej Fundacji Mediów Kobiet. Członkowie komisji sędziowskiej byli pod wrażeniem tego, jak udało jej się uchwycić te niewiarygodne zdjęcia wśród szczątków trwających bombardowań.

Na załączonym przeze mnie zdjęciu widzimy palestyńską dziewczynkę, która stoi w swoim zniszczonym domu w Beit Hanoun w Gazie. Na tym zdjęciu mamy zarówno ogrom zniszczeń dokonanych przez siły Izraela, jak i tę dziewczynkę, która musi odnaleźć się w tej trudnej rzeczywistości. Można bez wątpienia stwierdzić, że jakaś część dzieciństwa została jej właśnie odebrana.

Więcej o reportażu można przeczytać tutaj

Źródła:

https://time.com/6123078/top-100-photos-2021/

https://www.alestiklal.net/en/view/10718/rewarded-for-courage-palestinian-photojournalist-fatima-shbair-won-german-journalism-award

https://www.voanews.com/a/at-24-palestinian-photographer-is-youngest-winner-of-journalism-award-/6256812.html

https://www.visapourlimage.com/en/festival/exhibitions/une-vie-assiegee


czwartek, 15 września 2022

Atta Kenare - tragedia w Bam

Zapominamy często o tym, jak wielkie niebezpieczeństwo czai się pod nami. Jednak Ziemia przypomina o sobie licznymi trzęsieniami, które doprowadzają do mniejszych kub większych katastrof. Jednym z krajów, który mocno ucierpiał w wyniku takich zdarzeń jest Iran. W grudniu 2003 roku w ułamku chwili zniszczeniu uległo miasto Bam.


fot. Atta Kenare


26 grudnia o godzinie 01:56 miasto Bam w południowo-wschodnim Iranie zostało nawiedzone przez trzęsienie o sile 6,6 w skali Richtera. Jego epicentrum znajdowało się 10 kilometrów na południowy zachód do miasta. Choć główne wstrząsy trwały mniej niż pół minuty, to jednak przyczyniły się do kolosalnych zniszczeń. Do końca nie wiadomo, jaka była liczba ofiar, jednak najczęściej mówi się o 26-34 tysiącach, gdzie rannych było nawet kilka razy więcej. To najtragiczniejsze tego typu wydarzenie w historii kraju.

Tak duża liczba ofiar spowodowana była nie tylko samym trzęsieniem, lecz w szczególności lokalnymi warunkami mieszkalnymi. Większość obiektów zbudowanych zostało z marnej jakości cegły, przez co w ułamku sekund zapadało się niczym domki z kart, grzebiąc śpiących mieszkańców. Przeprowadzone analizy wykazały, że aż 90% budynków i elementów infrastruktury w rejonie Bam zostało uszkodzonych lub zniszczonych, gdzie 70% domów zostało wręcz całkowicie zniszczonych. Blisko 100 tysięcy osób zostało bez dachu nad głową.

Jednym z powodów tak dużej liczby ofiar było to, że stosunkowo ciężkie dachy zapadały się, niwelując obszar ewentualnych kieszeni powietrznych. Przez to właśnie wszechobecny kurz i brak tlenu powodowały, że spora część ofiar niestety udusiła się. To właśnie takie ofiary na swoich zdjęciach uwiecznił Atta Kenare. Irański fotograf przybył na miejsce dzień po tragedii, gdzie był świadkiem wielu ludzkich dramatów. Na prezentowanym zdjęciu widzimy ojca, który niesie swoich dwóch martwych synów. Po wyglądzie ich ciał można się domyślać, że to właśnie uduszenie najprawdopodobniej było przyczyną śmierci. Ciężko nawet wyobrazić sobie, jak wielki to był dramat dla tego mężczyzny.

Wśród relacji mieszkańców Bam powtarzają się historie, gdzie ludzie mieli kontakt ze swoimi bliskimi, by ci po kilku czy kilkunastu minutach zamilkli na zawsze. Dopełnia to obraz tragedii samych ofiar, jak i rodzin, które nie miały możliwości przyjścia z pomocą. Choć warto wspomnieć, że zdarzały się cudowne i szczęśliwe chwile dla ratowników. Ostatnią żywą osobę wyciągnięto spod gruzów dopiero 8 stycznia, a więc blisko 2 tygodnie po trzęsieniu.

Iran w tym czasie mógł liczyć na międzynarodową pomoc, a trzęsienie w Bam przyczyniło się również do opracowania nowych przepisów budowlanych, jak i również norm dla ekip ratunkowych. Dziś miasto zostało odbudowane, lecz wielu ocalonych wciąż zmaga się z traumą wynikającą z tamtych wydarzeń.

Zdjęcie to nagrodzone zostało 2. miejscem w konkursie World Press Photo 2004 w kategorii Wydarzenia. 

Źródła:

https://www.borna.news

https://en.wikipedia.org/wiki/2003_Bam_earthquake

czwartek, 8 września 2022

Alain Schroeder - Final farewell

Wybierając produkty na półkach, z reguły nie zastanawiamy się nad tym, jaka historia za nimi stoi. Tymczasem często poprzez kupno słodyczy, przetworzonej żywności przyczyniamy się do degradacji środowiska. Tak jest choćby na Sumatrze, gdzie uprawy pod olej palmowy stanowią zagrożenie dla populacji orangutanów. 


fot. Alain Schroeder


Stale rosnący konsumpcjonizm powoduje, że coraz bardziej wydzieramy naszej planecie jej naturalne tereny. Szczególnie widać to w krajach biednych i rozwijających się, które decydują się na wycinanie lasów, aby na ich miejscu tworzyć tereny rolnicze. To też powoduje, że kurczą się obszary bytowania zwierząt. Już dziś wiele gatunków zagrożonych jest wyginięciem, wymiera na danym terenie. Przykładem tego są orangutany, które żyją na Sumatrze. 

To właśnie życie orangutanów w Indonezji jest dziś zagrożone wylesianiem lasów deszczowych. Zwierzęta te wcześniej zajmowały całą wyspę, obecnie zaś gromadzą się na tylko północy i są uważane za zagrożone wyginięciem. Zmuszone są do przebywania na niewielkich skrawkach lasu, poza ich siedliskiem, a przy tym człowiek stale zagraża im kolejnymi działaniami. Orangutany żyją tylko na dwóch wyspach świata, właśnie Sumatrze i Borneo, gdzie rozrastające się plantacje oleju palmowego wypierają je z lasów deszczowych, ich naturalnego siedliska. Pozostało jedynie 14 tysięcy osobników. 

Indonezja jest pokryta trzecim co do wielkości lasem tropikalnym na świecie, jednak jest przy tym krajem, który znajduje się w czołówce światowej pod względem wylesiania. Najczęściej rolnictwo stawia na olej palmowy, który eksportowany jest na cały świat. Następnie zaś wykorzystywany jest w przemyśle żywieniowym. Znajdziemy go w wielu słodyczach, wyrobach cukierniczych, gotowych daniach, sosach, daniach typu fast food. Jednym z symboli tego oleju stała się Nutella. Nie trzeba przy tym dodać, że do zdrowych on nie należy. 

Choć w latach 2010-2015 wiele korporacji zobowiązało się do zmniejszenia zużycia oleju palmowego, to jednak niewiele zrobiło w tym kierunku. Ogromnym problemem dla Indonezji jest wypalanie lasów, co stanowi zagrożenie dla wielu innych gatunków zwierząt, jak i samych mieszkańców. 

Na całe szczęście są takie organizacje jak Program Ochrony Orangutanów Sumatrzańskich (SOCP), które zajmują się ochroną tych zwierząt oraz ponownym wprowadzaniem zagubionych, rannych lub uwięzionych orangutanów do ich naturalnych siedlisk. Pracy tej organizacji przyjrzał się Alain Schroeder, fotograf National Geographic. Jego zdjęcie zdobyło pierwszą nagrodę World Press Photo w 2020 roku w kategorii Historie przyrodnicze, jak i również w kategorii Single Nature.

Niestety prezentuje ono ciało miesięcznego orangutana, w pobliżu miasta Subulussalam na Sumatrze. Maluch ten zmarł wkrótce po tym, jak został odnaleziony wraz ze swoją ranną matką na plantacji palmy olejowej. Jego matka została oślepiona, złamano jej obojczyk, jak i również postrzelono ją aż 74 razy z wiatrówki. To tylko pokazuje okrucieństwo ludzi wobec zwierząt, jak i jest symbolem tego, do czego prowadzi nadmierna ekspansja człowieka, chęć zysku. Ostatnie pożegnanie to także dramat dla członków organizacji, którzy mimo swoich wysiłków, wciąż muszą mierzyć się z takimi sytuacjami, co niejednemu może odbierać nadzieję na lepsze jutro. Nie da się ukryć, że mały orangutan kojarzyć się może z noworodkiem, zdjęciami, które znamy z konfliktów zbrojnych, katastrof naturalnych - to też sprawia, że obraz ten jest tak wymowny, ma o wiele większą moc oddziaływania na widza. 

Warto na koniec dodać, że według badań DNA orangutana jest w aż 97% tożsame z ludzkim. To tylko pokazuje, że tym zwierzętom tak gnębionym dziś przez człowieka, nie jest aż tak daleko do nas samych. 

Źródła:

https://www.worldpressphoto.org/collection/photo-contest/2020/alain-schroeder-na/1

https://www.lensculture.com/projects/1597381-saving-orangutans

https://www.sapereambiente.it/arte/fotografia/lorango-vittima-della-deforestazione-vince-il-world-press-photo/

sobota, 24 kwietnia 2021

Jérémy Lempin - doktor Peyo

Osoby śmiertelnie chore często pozostawiane są same sobie w ośrodkach paliatywnych. Ich codzienność sprowadza się do przyjmowania leków i oczekiwania na koniec. Na całe szczęście coraz częściej otrzymują pomoc ze strony zwierzęcych opiekunów i terapeutów. Jednym z najbardziej niezwykłych z nich jest Peyo, koń, który ma w sobie wyjątkowy dar. 



fot. Jérémy Lempin


Peyo to z pozoru zwykły koń, który przez lata pracował w cyrku wraz ze swoim opiekunem, Hassenem Bouchakourem. Powszechnie mówiło się o tym, że zwierze miało trudny charakter i niezbyt przepadało za kontaktem z ludźmi czy dotykiem. Jednak jego opiekun zauważył, że Peyo zdarzało się po występach podchodzić do niektórych osób na widowni i przebywać z nimi trochę czasu. Hassen zaobserwował, że były to osoby schorowane, cierpiące na różne dolegliwości. Dało mu to sporo do myślenia. Zaczął wraz z koniem odwiedzać różnych specjalistów. Wysunięta została teoria, że Peyo jest w stanie wyczuwać u ludzi choroby nowotworowe lub inne groźne schorzenia. 

Hassen wpadł zatem na pewien pomysł. Zatrudnił się jako pielęgniarz w ośrodku opieki paliatywnej w Calais. W porozumieniu z dyrekcją zaczął sprowadzać Peyo do pacjentów. Dla wielu z nich szybko stał się przyjacielem i przewodnikiem w ostatniej drodze. Hassem założył fundację Les Sabots Du Coeur. Dzięki temu jest w stanie do dziś nie tylko pracować we wspomnianym ośrodku, lecz także odwiedza inne szpitale, hospicja. Z czasem Peyo dzięki mediom stał się bardzo znany. W 2018 roku Ellen DeGeneres udostępniła na swoim Instagramie materiał o Peyo, który polubiło ponad 1,8 miliona osób. Powstało sporo reportaży na temat tego niezwykłego konia. 

Terapia zwierząt domowych jest stosowana w wielu środowiskach klinicznych, w szczególności w terapii psychologicznej i opiece paliatywnej. Udowodniono, że zwierzęta są zdolne do zmniejszania lęku i stresu, jak i mogą nieść pomoc w leczeniu bólu. W hospicjach celem jest tworzenie naturalnej więzi między ludźmi a zwierzętami, dzięki czemu można zagwarantować komfort, spokój i towarzystwo dla nieuleczalnie chorych pacjentów. Konie wydają się szczególnie przystosowane do opieki paliatywnej, albowiem z łatwością adaptują się do otoczenia. Peyo w każdym miesiącu odwiedza około 20 pacjentów. Jednym wystarcza jego obecność, inni lubią, gdy robi dziwne miny, mogą go pogłaskać, podrapać za uszami. Na co dzień dosyć energiczny koń, przy pacjentach zmienia się nie do poznania. Staje się niezwykle spokojny, łagodny, jakby świetnie zdawał sobie sprawę z miejsc, w których się znajduje. Lekarze są zafascynowani wpływem Peyo na podopiecznych. 

Jérémy Lempin to francuski fotograf freelancer, który współpracuje z kilkoma portalami i magazynami. W zeszłym roku skontaktował się z fundacją i zaczął towarzyszyć Peyo i Hassenowi w ich pracy. Udało mu się stworzyć świetny reportaż, a tytułowe zdjęcie zdobyło drugą nagrodę w konkursie World Press Photo 2021. Jest to przejmująca fotografia, na której to zniszczona przez raka z przerzutami 24-letnia Marion, obejmuje swojego 7-letniego syna Ethana, w obecności Peyo. Obraz ten wygląda niczym pożegnanie, przy którym obecny jest Charon, gotowy przeprowadzić Marion na drugą stronę. 

Cała sytuacja bardzo skojarzyła mi się z jedną z finałowych scen filmu A Monster Calls, gdzie Conor musi się pożegnać ze swoją umierającą mamą. Oczywiście wszystkim polecam ten świetny film. 



Źródła:

https://equista.pl/editorial/3174/niezwykle-konie-peyo

https://www.worldpressphoto.org/collection/photo/2021/41435/1/Jeremy-Lempin

https://strajk.eu/kon-zycie-i-smierc/




poniedziałek, 20 kwietnia 2020

World Press Photo 2020: Tomasz Kaczor - Przebudzenie

Choć mamy wielu wybitnych fotografów, to jednak dopiero pierwszy raz w historii zdarzyło się, aby osoba z Polski została nominowana do głównej nagrody w konkursie World Press Photo. Choć słynna i prestiżowa nagroda trafiła w ręce Yasuyoshiego Chiby z Japonii, to jednak Tomasz Kaczor zdobył główną nagrodę w kategorii Portret. Co warto wiedzieć o tej fotografii?

fot. Tomasz Kaczor



W 2018 roku w tej samej kategorii główną nagrodę otrzymał Magnus Wennman. Udało mu się zrobić zdjęcie dwóch dziewczynek z Kosowa, które w ośrodku w Szwecji zapadły na tajemniczy syndrom rezygnacji. Tym dziwnym przypadkiem zainteresowała się Dorota Borodaj, żona Tomasza Kaczora. Postanowiła napisać o tej chorobie artykuł dla Dużego Formatu. Okazało się, że w Polsce w ośrodku dla uchodźców w Dębaku jest właśnie taka dziewczynka, Ewa, która pochodzi z Armenii. Wraz z rodzicami zmuszona była do ucieczki z kraju, skąd trafili do Szwecji. Tam właśnie zaczęły się problemy zdrowotne dziewczynki. Zapadła ona na coraz częściej spotykany syndrom rezygnacji. Jest to zespół objawów przypominających śpiączkę, który dotyka dzieci imigrantów. 

Naukowcy odkryli, że dzieci imigrantów, które zostały poddane traumie mogą właśnie zapaść na taką niewyjaśnioną śpiączkę. Na początku zaprzestają aktywności fizycznej, później jeść i pić. Ostatecznie ich stan faktycznie przypomina znamiona letargu. Według lekarzy ze Skandynawii jest to u dzieci reakcja na brak poczucia bezpieczeństwa. Może stanowić także formę obrony. Wiele z nich przeżyło bowiem ciężkie czasy: utratę rodziny, bliskich, znajomych, domu, widok wojny, trafienie do zupełnie obcego miejsca. Zdaniem lekarzy na chwilę obecną nie ma zarówno dokładnej przyczyny jak i sposobu leczenia. Zalecana jest jedynie terapia podobna do tej, jaką stosuje się u dzieci w śpiączce. Część osób po pewnym czasie wybudza się z tego stanu, inne zaś wciąż tkwią w zawieszeniu między snem a jawą. Sporo o tym temacie mówi dokument dostępny na Netfliksie: Pokonani przez życie




Dorota Borodaj szybko zapoznała się z Ewą i jej rodziną, którym towarzyszyła przez kilka miesięcy. Na całe szczęście dziewczyna stale robiła postępy w rehabilitacji. Redakcja poprosiła dziennikarkę o możliwość zrobienia zdjęć do artykułu. Ta naturalnie zgłosiła się z tym do męża. Rodzina Ewy nie miała nic przeciwko, dlatego Tomaszowi Kaczorowi udało się zrobić szybką serię kilku zdjęć. Najbardziej przenikliwy i przykuwający uwagę był portret Ewy otoczonej przez bliskich. Na tym zdjęciu dziewczyna wygląda niezwykle dojrzale, wręcz trudno uwierzyć, że ma tylko 15 lat. Był to czas, kiedy dziewczyna znajdowała się już w kolejnej fazie wybudzenia, jednak wciąż musiała być karmiona przez sondę. W szczególności wrażenie robią oczy Ewy, która zdaje się patrzyć w obiektyw wzrokiem dorosłej i doświadczonej życiowo osoby. Dziś na całe szczęście jest już zdrowa, chodzi do szkoły, a także całkiem dobrze mówi po polsku. Niestety jej rodzina wciąż zmaga się z odmowami w sprawie przyznania specjalnego statusu uchodźcy. Dlatego ich przyszłość w Polsce wciąż jest niepewna. 

Źródła:
https://www.fotopolis.pl/inspiracje/wywiady/33483-cos-wiecej-niz-ilustracja-do-tekstu-tomasz-kaczor-opowiada-nam-o-zdjeciu-nagrodzonym-w-world-press-photo-2020
https://kultura.onet.pl/wiadomosci/polski-fotograf-z-world-press-photo-tomasz-kaczor-czujemy-sie-bezpieczni-ale-nie/g387re3
https://noizz.pl/film/pokonani-przez-zycie-dzieci-imigrantow-zapadaja-w-spiaczke/spqwqj5
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-04-18/dzieci-zmuszone-do-emigracji-przezywaja-pieklo-tomasz-kaczor-o-nagrodzonej-fotografii/

czwartek, 26 lipca 2018

James Nachtwey - Somalia 1992

Przez ostatnich kilkanaście lat mogliśmy usłyszeć o licznych klęskach głodu w Afryce. Nawet dziś, co chwila docierają do nas kolejne informacje o nowych rejonach dotkniętych tym problemem. Nic też dziwnego, że tematem tym interesuje się sporo fotografów, którzy swymi reportażami próbują pomóc głodującym ludziom. Jedną z takich osób jest James Nachtwey, który w 1992 roku wykonał niezwykle wstrząsające, a przy tym poruszające zdjęcia w Somalii.


fot. James Nachtwey

Jeśli mielibyśmy w kilku słowach określić Somalię, najczęściej pojawiałyby się hasła: bieda, chaos, głód. Tak też można w skrócie powiedzieć coś o tym afrykańskim kraju. Od lat 90. jest on pustoszony przez wojny domowe, walki plemienne, jak i panujące susze. W przeciwieństwie do innych krajów w regionie, Somalia charakteryzuje się zupełnie inną strukturą. Somalijczycy określani są mianem ludu wojowniczego, który za bardzo nie akceptuję władzy zwierzchniczej. Dla większości z nich bardziej istotne są związki plemienne niż rząd centralny. Doprowadziło to do tego, iż w 1991 roku doszło do obalenia Mohammeda Siada Barre, który przez 21 lat rządził tym krajem. W następnie tych wydarzeń powstał prawdziwy chaos na ulicach, a Somalia została podzielona na wiele osobnych regionów - państewek, rządzonych przez plemiona. Taka sytuacja de facto utrzymuje się do dziś, a sam kraj zaliczany jest do regionów upadłych, bez centralnego rządu.

Konflikt z początku lat 90. doprowadził do pierwszej poważnej klęski głodu. Farmerzy byli często wypędzani ze swych gospodarstw, a ich plony kradzione lub niszczone. W ten oto sposób głód stał się bronią masowego rażenia - prymitywną, lecz nader skuteczną. Setki tysięcy ludzi unicestwiono powoli i okrutnie. Szybko głód zaczął obejmować cały kraj. Powstawało coraz więcej ośrodków dla uchodźców. Konwoje humanitarne były często przejmowane przez lokalne bandy, dlatego też na miejsce szybko sprowadzono siły ONZ. Misje UNOSOM I i II miały za zadanie poradzić sobie z chaosem, lecz niestety okazało się to niewykonalne. To właśnie wtedy doszło między innymi do wydarzeń pokazanych w filmie Helikopter w ogniu.

W 1992 roku na miejsce przybył James Nachtwey, który już w owym czasie był jednym z najbardziej znanych fotoreporterów na świecie. Za zadanie obrał sobie wizytę w ośrodkach pomocy oraz dokumentowanie miejscowej ludności. Od początku był w szoku przez to, co zobaczył na miejscu. Praktycznie w każdej lokalizacji spotykał się z przeraźliwie wychudzonymi postaciami, chaosem panującym w miastach i na wsiach. Codziennie widywał matki grzebiące swe dzieci, jak i ludzi z oczami bez nadziei. Bardzo zaintrygował go widok wszechobecnych taczek czy wózków transportowych. Okazało się, że służą one do przewożenia zwłok lub osób, które nie mają nawet siły dojść do ośrodka pomocy. To właśnie owe taczki i wózki stały się dla niego symbolem panującego głodu.

Pewnego dnia udało mu się sfotografować kobietę, która była właśnie przewożona takimi taczkami do centrum żywieniowego. Gdy podszedł do niej, ta wyciągnęła swą dłoń, prosząc o pomoc. Fotograf zdał sobie sprawę, iż był to niezwykle ważny moment, dlatego uwiecznił go na zdjęciu. Obraz ten jest wręcz wstrząsający. Mamy tutaj do czynienia z dwiema młodymi kobietami, które w wyniku skrajnego niedożywienia prezentują się niczym więźniowie obozów koncentracyjnych. Porównanie to jest tym bardziej trafne i uderzające, iż na wielu archiwalnych zdjęciach z czasów wojennych możemy zaobserwować stosy lub pojedyncze ciała wywożone na takich środkach transportu. Pytaniem pozostaje, czy kobieta ta przeżyła czy jednak owe taczki okazały się łodzią Charona?

Choć obie kobiety znajdują się tuż obok siebie, to dzieli je jednak ściana głodu, zwątpienia, zapewne braku nadziei. Było to tylko jedno z wielu zdjęć pokazujących tragiczny los Somalijczyków. Kilka innych jest równie uderzających.

fot. James Nachtwey
Całość jest trochę dopełniana przez początkowe sceny filmu Black Hawk Down. 



Dzięki pomocy takich osób jak Nachtwey, organizacjom międzynarodowym udało się uratować setki tysięcy osób. Mimo wszystko przyjmuje się, że tylko w 1992 roku w całym kraju zmarło około 200 tysięcy Somalijczyków. Kraj ten do dziś pogrążony jest w chaosie. Najczęściej zajmuje pierwsze miejsce w rankingach państw o najtrudniejszych warunkach do życia. Co kilka lat wybucha w nim klęska głodu, która kończy się śmiercią dziesiątek, a nawet setek tysięcy osób. Obecnie Somalia zmaga się także z napływem sił islamskich, jak i również to właśnie ten kraj przoduje w piractwie morskim. 

Źródła:
http://100photos.time.com/photos/james-nachtwey-famine-in-somalia
https://www.worldpressphoto.org/collection/photo/1993/world-press-photo-year/james-nachtwey
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_domowa_w_Somalii
https://pl.wikipedia.org/wiki/Somalia





piątek, 11 maja 2018

Bibi Aisha - życie pod rządami Talibów

Afganistan pod rządami talibów stał się jednym z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie, i to nie tylko dla obcokrajowców, lecz i samych mieszkańców. Surowe prawo oparte na islamie praktycznie eliminowało kobiety z życia społecznego, tworząc z nich niewolnice mężczyzn. Niestety mimo upadku rządu talibów, w wielu miejscach nie doszło do większych zmian, czego dowodem jest historia Bibi Aishy.

fot. Jodi Bieber

Matka Aishy zmarła, gdy dziewczynka była jeszcze mała. Kiedy miała 12 lat, jeden z jej wujów popełnił morderstwo. Zgodnie z obowiązującym prawem, ojciec dziewczyny chcąc ratować honor rodziny, oddał dziewczynkę rodzinie ofiary, aby spłacić dług. Aisha trafiła do zupełnie obcego miejsca, gdzie natychmiast została wydana za jednego z talibów. Od tego momentu zaczął się okres jej prawdziwej gehenny. Regularnie była bita i gwałcona przez męża, dręczona przez jego rodzinę, a także zmuszana do spania pod jednym dachem ze zwierzętami. W końcu dziewczyna postanowiła uciec. Niestety szybko została złapana. W wieku zaledwie 18 lat wymierzona została Afgance bardzo okrutna kara. Mąż za "przestępstwo" obciął dziewczynie uszy i nos, po czym pozostawił ją na śmierć na środku pustyni. 

Aishy na szczęście udało się przetrwać, po czym dzięki pomocy amerykańskich żołnierzy trafiła do ośrodka dla dręczonych kobiet. O losie dziewczyny dowiedziała się Jodi Bieber, południowoafrykańska fotograf. Akurat była w Afganistanie w celu stworzenia reportażu o afgańskich kobietach. Udało jej się namówić Aishę na sesję zdjęciową. Jak przyznaje sama Biebier: 

Powiedziałam jej, że ma najpiękniejsze włosy, jakie kiedykolwiek widziałam, jak i również, że jest piękną kobietą. Nie byłabym w stanie zrozumieć czy wiedzieć, jak się ona czuje. Jednak mogłam pokazać jej piękno właśnie dzięki fotografii. 

Zdjęcie dziewczyny niezwykle szybko trafiło na okładkę magazynu Time. Wizerunek młodej Afganki stał się jednym z symboli opresji kobiet żyjących pod rządami talibów. Sama Jodi Bieber odznaczona została główną nagrodą w konkursie World Press Photo 2011. Z pewnością wielu osobom obraz ten może się kojarzyć z innym słynnym portretem Afgan Girl, o którym pisałem kilka lat temu. Również i tutaj niezwykle przejmujące są oczy dziewczyny, które jak dla mnie odciągają nawet uwagę od nieistniejącego nosa. 

Losem Aishy zainteresowało się wiele osób ze Stanów Zjednoczonych, gdzie została sprowadzona w celu przeprowadzenia operacji plastycznych oraz odnalezienia nowego życia. Początkowo dziewczyna nie mogła odnaleźć się w nowym świecie, a także musiała poradzić sobie z obecną od wielu miesięcy traumą. Zdaniem lekarzy właśnie ta druga była przeszkodą dla przeprowadzenia operacji. Aisha najpierw otrzymała specjalną protezę nosa. Została również przyjęta pod dach afgańskiej rodziny w Maryland. Szybko nauczyła się pisać i czytać, jak i również porozumiewać w języku angielskim. Do gustu w szczególności przypadły jej szpilki, magazyny o modzie oraz filmy Bollywood. Po pewnym czasie lekarzom udało się zrekonstruować uszy i nos, dzięki czemu Aisha mogła znów poczuć się w pełni kobietą. Tak oto prezentowała się jeszcze ze specjalną protezą. Trzeba przyznać, że faktycznie mamy do czynienia z niezwykle piękną kobietą. 

fot. Alan Goldstein

Aisha miała to szczęście, iż o jej tragicznym losie dowiedziano się na Zachodzie, dzięki czemu trafiła pod opiekę specjalistów. Niestety każdego roku w Afganistanie oraz wielu krajach na świecie kobiety są okaleczane, oblewane kwasem, zabijane tylko dlatego, że chcą walczyć o swe prawa. Obyśmy kiedyś doczekali się takich czasów, gdy religia czy dawna kultura nie będą wyznacznikiem praw społecznych. 

Źródła:
https://www.worldpressphoto.org/collection/photo/2011/portraits/jodi-bieber
https://wiadomosci.onet.pl/kiosk/nowe-zycie-aishy/ltbdz
https://www.npr.org/sections/thetwo-way/2010/10/13/130527903/bibi-aisha-disfigured-afghan-woman-featured-on-time-cover-visits-u-s

niedziela, 15 kwietnia 2018

Ronaldo Schemidt - World Press Photo of the 2018

Za nami rozstrzygnięcie tegorocznego World Press Photo, czyli jednego z najbardziej prestiżowych konkursów fotograficznych na świecie. Laureatem głównej nagrody został Ronaldo Schemidt z Wenezueli, którego zdjęcie z protestów antyrządowych wywarło największe wrażenie na jury. Co powinniśmy wiedzieć o tej fotografii


fot. Ronaldo Schemidt

Wenezuela jest obecnie krajem dotkniętym największym kryzysem gospodarczym na świecie. Utopijne państwo stworzone przez Hugo Chaveza przez lata funkcjonowało na krawędzi. Gospodarka w większości opierała się na sprzedaży ropy naftowej. Socjalna polityka miała dawać obywatelom wiele rzeczy za darmo, a pieczę nad wieloma strukturami państwa, w tym samym wydobyciem ropy, mieli sprawować rządzący. Wszystko to jednak zmieniło się wraz ze śmiercią Chaveza, nowymi wyborami oraz zmianami cen ropy. Wenezuela w szczególności odczuła zmiany rynkowe, a w przeciwieństwie do Rosji, nie dysponowała pokaźnymi rezerwami walutowymi. Na domiar złego brak inwestycji, wyrzucenie z kraju zagranicznych firm wydobywczych spowodowało dramatyczny spadek produkcji czarnego paliwa. Należy tu cały czas pamiętać, że mowa tu o kraju, który wedle szacunkowych danych, posiada największe złoża ropy na świecie. Obecnie władze wydobywają najmniej ropy od ponad 50 lat! 

To dopiero początek problemów. W Wenezueli panuje wysoka przestępczość, a rządzący są oskarżani o fałszerstwa wyborcze. Od początku kadencji Nicolása Maduro inflacja wzrosła do kilku tysięcy w skali roku! Ma to ogromny wpływ na wartość waluty czy też wzrost cen. Każdego miesiąca ceny zmieniają się o kilkadziesiąt lub nawet kilkaset procent. W roku 2012 mieszkańcy Wenezueli mogli zakupić jednego dolara amerykańskiego za około 10 boliwarów. Dziś jest to kwota rzędu 400 tysięcy. W kraju zapanował kryzys humanitarny. W sklepach brakuje produktów pierwszej potrzeby, w szpitalach trudno o medykamenty, a niektóre osoby korzystają nawet z leków dla zwierząt. Do tego Wenezuelczycy zmagają się z brakiem prądu czy wody. Rząd o trudną sytuację obwinia opozycję oraz Amerykanów.

Od 2014 roku prowadzone są regularne manifestacje antyrządowe. Mieszkańcy protestują przede wszystkim przeciw wysokiej inflacji, łamaniu praw człowieka, podwyżkom cen czy lekceważeniu, wręcz blokowaniu opozycji i mediów. Przyjmuje się, że tylko do końca 2017 roku z rąk rządzących zginąć mogło nawet kilkuset protestujących. Jedną z manifestacji na swych zdjęciach uchwycił Ronaldo Schemidt, fotograf AFP. Na głównym zdjęciu znajduje się 28-letni José Víctor Salazar Balza. 

Fotografia została wykonana w maju 2017, podczas starć demonstrantów z siłami rządowymi. Salazar zapłonął w wyniku wybuchu benzyny. Jedne źródła podają, iż była to eksplozja baku motocykla, inne zaś, że niesiony przez mężczyznę koktajl Mołotowa. Choć cała sytuacja wygląda niczym występ kaskaderski do filmu, to jednak zdarzyła się naprawdę, a mężczyzna ledwo uszedł z życiem. Na całe szczęście innym protestującym udało się szybko ugasić płomienie. Salazar miał jednak poparzone ponad 70 procent ciała i przeszedł ponad 30 operacji chirurgicznych. Obecnie dochodzi do zdrowia. 



Źródła:
https://www.diariolasamericas.com/america-latina/joven-quemado-protesta-caracas-requiere-ayuda-economica-n4128752
https://pl.wikipedia.org/wiki/Protesty_w_Wenezueli_(od_2014)
https://ceo.com.pl/wenezuela-jest-bankrutem-stoi-na-ropie-i-tonie-89140



wtorek, 13 marca 2018

Agent Orange - niewidzialny amerykański zabójca

Wojna w Wietnamie z pewnością była jedną z najbardziej brutalnych w II połowie XX wieku. Starcie komunizmu z kapitalizmem przyczyniło się do śmierci kilku milionów osób, dokonując wręcz istnego spustoszenia w tym azjatyckim regionie. Obie strony decydowały się na radykalne metody walki z wrogiem, jednak bez wątpienia najgroźniejsze skutki niosło ze sobą użycie przez siły amerykańskie środków do opryskiwania roślin. Jeden z nich, zwany Agentem Orange, do dziś nęka Wietnamczyków.

fot. Marie Dorigny


Jak zapewne niektórzy czytelnicy wiedzą, siła wojsk Wietnamu Północnego tkwiła przede wszystkim w działaniach partyzanckich prowadzonych w dżungli. To właśnie dżungla, lasy, liczne wioski w ich sąsiedztwie stanowiły bazy operacyjne Wietkongu. Dzięki licznym kanałom przerzutowym, pomocy ludności wiejskiej, partyzanci oraz regularna armia mogły prowadzić działania obronne i zaczepne z wrogiem. Zdając sobie sprawę z naturalnego obrońcy Wietkongu, Amerykanie wpadli na pomysł likwidacji chroniącej ich roślinności.

W tym celu do Wietnamu zaczęto sprowadzać ogromne ilości herbicydów. Jest to rodzaj pestycydów, których zadaniem było wyniszczenie drzew, pól uprawnych. Do początku lat 70. w ramach operacji Ranch Hand na wietnamskie pola i lasy zrzucono ponad 70 mln litrów herbicydów. Przyjmuje się, że spryskano około 1/4 Wietnamu Południowego, obszar, na którym mieszkało 4,5 miliona osób. Pestycydy miały działać niczym trujący napalm, skutecznie eliminując kryjówki i zaplecze żywieniowe Wietkongu. Ogromną część zrzuconych pestycydów stanowił Agent Orange. Jego nazwa wzięła się od koloru oznaczeń na beczkach, w którym go przechowywano. Mamy tutaj do czynienia z niezwykle silnym defoliantem, który całkiem szybko i skutecznie niszczył rośliny szerokolistne, uprawy warzywne, krzewy i drzewa liściaste. Jest on w stanie niszczyć młode drzewa w ciągu 3-4 tygodni. 

Dopiero po pewnym czasie okazało się, że Agent Orange zawierał TCDD – groźną dioksynę, która ma szkodliwy wpływ na zdrowie ludzi. Badania dowiodły, że okres połowicznego zaniku tej dioksyny w ciele człowieka wynosi ok. 10-15 lat, natomiast w wodach gruntowych wydłuża się nawet do ponad 100 lat. Dodatkowo odkłada się w tłuszczu zwierząt, przez co oczywiście wędruje w górę łańcucha pokarmowego. Nie trzeba w tym wypadku przypominać, że ogromne ilości tego środka dostały się do wód gruntowych, przez co będą nadal aktywne przynajmniej przez najbliższe 50 lat. 

Agent Orange ma potworny wpływ na ludzki organizm. Przede wszystkim ma zgubny wpływ na nasze geny. Po zakończeniu wojny szybko zaczęto zauważać gigantyczny wzrost liczby zachorowań na nowotwory, jak i narodzin chorych oraz zdeformowanych dzieci. Czynnik ten powoduje charakterystyczne zmiany wyglądu twarzy, deformacje płodów, poronienia, upośledzenia oraz niedorozwój. Defekty genetyczne sprawiły, że kilka pokoleń musi żyć z piętnem różnych chorób i zmian cielesnych. Wietnamskie władze oszacowały, że od czasu zakończenia wojny w wyniku kontaktu z Agentem Orange, śmierć poniosło około 400 tysięcy osób, a na świat przyszło ponad pół miliona dzieci z wadami genetycznymi. Wietnamskie Stowarzyszenie Ofiar Agent Orange (VAVA) twierdzi, że obecnie w Wietnamie żyje blisko 3 miliony ludzi dotkniętych działaniem substancji. 

fot. Marie Dorigny



Oczywiście do dziś rząd amerykański nie chce oficjalnie uznać, że Agent Orange ma wpływ na wymienione wyżej cierpienia. Zaakceptowanie wyników badań byłoby dla Amerykanów jednoznacznym przyznaniem się do stosowania broni chemicznej, a co za tym idzie, popełnienia zbrodni wojennej. Amerykańscy weterani, którzy mieli styczność z Agentem Orange, już w latach 80. wywalczyli odszkodowanie w wysokości 180 mln dolarów. Mimo składania pojedynczych i zbiorowych pozwów Wietnamczyków, wszystkie są konsekwentnie oddalane przez amerykańskie sądy. 

Zapewne nigdy nie doczekamy się ukarania winnych czy też stosownego programu pomocy dla Wietnamu ze strony Stanów Zjednoczonych. 

Zaprezentowane zdjęcia zostały wykonane w 1990 roku przez francuską fotografkę, Marie Dorigny. Mimo upływu blisko 30 lat, nadal mieszkańcy wielu wiosek czy miast wietnamskich borykają się z podobnymi problemami. 

Źródła:
http://fakty.interia.pl/swiat/news-trzy-pokolenia-ofiar-agent-orange,nId,1888721
http://hoga.pl/dobry-temat/agent-orange-czyli-wojna-zbiera-zniwo-po-40-latach-od-jej-konca/
http://bejsment.com/2012/03/13/do-ass/

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Dzieci Nicolae Ceaușescu - szalony pomysł dyktatora

Nicolae Ceaușescu był jednym z najbardziej szalonych dyktatorów rządzących w Europie. Wydany przez niego Dekret nr 770 na wiele lat zmienił rumuńskie społeczeństwo, a jego skutki są widoczne po dziś dzień. 

fot. Frank Fournier

Przez pierwsze 20 lat po II wojnie światowej, Rumunia posiadała jedno z najbardziej liberalnych praw aborcyjnych w Europie. Z czasem nie spodobało się to Nicolae Ceaușescu, który 1 października 1966 roku ogłosił Dekret nr 770. Szalony rumuński dyktator zadecydował, że od tej chwili prawo do aborcji mają mieć tylko kobiety zgwałcone, ze związków kazirodczych oraz kobiety po 45. roku życia, które mają już czwórkę dzieci. Nowe przepisy oznaczały, że na świat miały przychodzić dzieci schorowane, z poważnymi wadami genetycznymi. Był to dopiero początek, albowiem za złamanie prawa kobiecie groził przynajmniej rok więzienia, a lekarzowi aż 5 lat. Ceaușescu zamarzyło się, aby w 2000 roku w Rumunii mieszkało 25 milionów ludzi. Od lat 60. oznaczało to przyrost o aż 6 milionów. 

Na domiar złego całkowicie zakazana została antykoncepcja. Musimy pamiętać, że był to okres, kiedy podstawowa wiedza o tych sprawach była znikoma, więc kobiety pozbawione zostały prezerwatyw i jakichkolwiek metod zapobiegania ciąży. Do czasu upadku dyktatora kobiety dokonywały aborcji różnymi metodami. O niektórych z nich aż strach pisać. Przyjmuje się, że w wyniku powikłań śmierć z powodu wadliwej aborcji mogło ponieść ponad 10 tysięcy Rumunek. Nie możemy przy tym zapominać o wszechobecnej kontroli społeczeństwa, dlatego znalezienie fachowca w tym zakresie nie było takie łatwe. 

Szalony plan miał swe zgubne konsekwencje. Rumunia w owym czasie należała do jednych z biedniejszych krajów w Europie. Posiadanie dziecka nawet w mieście było ogromnym wydatkiem. Ceaușescu zadecydował, aby rodziny, które nie mają co najmniej czwórki dzieci, płaciły wyższe podatki. Dla wielu oznaczało to wegetację, głodowanie. Tak też narodził się system sierocińców. 

Dyktator wręcz nakłaniał rodziców do oddawania dzieci pod opiekę państwa. Te licznie trafiały do domów dziecka. Zanim to jednak się stało, dokonywano ich kategoryzacji. Powstały 3 grupy. Pierwszą były dzieci zdrowe, które trafiały do lepszych placówek. Drugą były dzieci chore, które po wyleczeniu miały być kierowane do pierwszych ośrodków. Na samym końcu pozostały zaś niechciane sieroty z poważnymi chorobami, wadami genetycznymi. Te wysyłane były to ośrodków, które przypominały psychiatryki. Mieszkały w tragicznych warunkach. Zdarzało się, że jedna opiekunka przypadała na 30-40 dzieci. Często dzieci były bite, przywiązywane do łóżek, załatwiały swe potrzeby fizjologiczne pod siebie czy były skrajnie niedożywione. Z czasem najsłabsi stawali się obiektem prześladowań, molestowania. 

Brak środków sanitarnych, korzystanie ze starych igieł, miały swe zgubne skutki. Coraz częściej dzieci albo trafiały do szpitali i ośrodków już z AIDS lub wirusem HIV albo dopiero tam ulegały zakażeniu. Upośledzenie układu odpornościowego dokonywało prawdziwego spustoszenia w organizmie najmłodszych. Powstało mnóstwo ośrodków dla dzieci, których jedynym zadaniem była powolna wegetacja, śmierć. Dopiero po obaleniu i straceniu dyktatora świat dowiedział się o tym strasznym procederze. Pomógł w tym między innymi Frank Fournier, który odwiedził wiele takich sierocińców. Zastał tam straszliwe warunki oraz dzieci, które umierały na rękach opiekunek. Jego reportaż wyróżniony w konkursie World Press Photo 1991 jest wręcz wstrząsający. Na tytułowym zdjęciu znajduje się jedno z dzieci dosłownie zniszczone przez AIDS. 

Oto kilka innych fotografii wykonanych przez francuskiego fotoreportera. 

fot. Frank Fournier

Przyjmuje się, że do początku lat 90., przez rumuńskie sierocińce przewinęło się ponad 2 miliony sierot. W samym tylko 1989 roku wciąż mieszkało w nich 300 tysięcy dzieci. Po nagłośnieniu sprawy wiele osób z całego świata zdecydowało się na adopcję sierot. Późniejsze badania naukowe wykazały, że rumuńskie sieroty w porównaniu do zwykłych dzieci miały duże problemy emocjonalne, z przystosowaniem się. Ich objawy często porównywane były do autyzmu. Do dziś Rumunia zmaga się z poważnym problemem, albowiem mówimy tu o 2 milionach obywateli skrzywdzonych przez system. Wśród nich na porządku dziennym często panuje bezdomność, narkomania, alkoholizm. Samemu muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem się z tak wieloma nieprzytomnymi narkomanami, jak właśnie przez kilka godzin pobytu w Bukareszcie.

Zapoznając się z historią dzieci Ceaușescu, nie można się dziwić wielu organizacjom kobiecym, które w związku z planami obecnie rządzących, krytykują zaostrzenie prawa aborcyjnego w Polsce. Skazywanie kobiet na urodzenie ciężko chorych dzieci, będzie powrotem do komunistycznej Rumunii. Oby w Polsce nigdy nie musiały powstać ośrodki, w których dzieci całe swe życie spędzą w izolacji i odrzuceniu. 

Źródło:
http://wyborcza.pl/1,76842,17484351,Horror_tysiecy__dzieci_Ceausescu__przysluzyl_sie_domom.html
https://www.worldpressphoto.org/collection/photo/1991/general-news/frank-fournier/101
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/08/30/do-czego-prowadzi-zakaz-aborcji-o-dzieciach-nicolae-ceausescu/#3
http://www.fakt.pl/hobby/historia/ubojnie-dusz-koszmarne-warunki-w-sierocincach-w-rumunii-w-czasach-ceausescu/bz7ym7x

środa, 19 kwietnia 2017

Budd Dwyer - śmierć na wizji

Wielokrotnie spotykaliśmy się z sytuacją, kiedy ktoś został niesłusznie skazany. Dla sporej ilości osób oznaczało to pobyt w więzieniu, utratę dotychczasowego życia, a nawet karę śmierci. Fałszywe zeznania, błędy proceduralne to niestety codzienność w sądownictwie wielu krajów. Do takiej sytuacji doszło 30 lat temu w Stanach Zjednoczonych, kiedy to Budd Dwyer został skazany za przyjęcie rzekomej łapówki. Wszystko skończyło się tragicznie. 



fot. Paul Vathis

R. Budd Dwyer był lokalnym politykiem, skarbnikiem stanowym w Pensylwanii. W 1980 roku w tym miejscu dokonano odkrycia, iż przez wiele lat z powodu błędu urzędnicy państwowi nadpłacali podatek federalny. Zdecydowano się wtedy na przetarg, dzięki któremu wybrana firma księgowa miała za kilka milionów dolarów dokonać obliczeń wynagrodzeń każdego pracownika. Wkrótce okazało się, że J.R. Torquato Jr. oraz W.T. Smith, starając się o kontrakt stanowy, oferowali urzędnikom łapówki. W maju 1984 roku kontrakt rzeczywiście został przyznany firmie prowadzonej przez Smitha.

W 1986 roku sprawa jednak wypłynęła na jaw, a jednym z podejrzanych był właśnie R. Budd Dwyer. Został oskarżony o przyjęcie 300 tysięcy dolarów łapówki za wyświadczenie przysługi. Początkowo prokurator okręgowy zaproponował Dwyerowi przyznanie się do przyjęcia łapówki. Dzięki temu poprzez współpracę z wymiarem sprawiedliwości miał stracić swój urząd i otrzymać maksymalnie pięć lat więzienia. Polityk odmówił jednak, przez co został uznany winnym. Groziło mu w związku z tym nawet do 55 lat i 300 tysięcy dolarów grzywny. Przez cały czas Dwyer twierdził jednak, że jest niewinny.

Specjalnie w związku z tym zwołał 22 stycznia 1987 roku konferencję prasową. Znalazł się na niej także Paul Vathis, fotograf AP. Jednocześnie konferencja była transmitowana na żywo przez kilka stacji telewizyjnych. Dwyer zamiast ogłoszenia rezygnacji z pełnionej funkcji, nadal utrzymywał, że został wrobiony. Podczas konferencji powiedział:

"Dziękuję Panu za 47 lat ekscytujących zmian, stymulujących doświadczeń, wiele szczęśliwych chwili, a ponad wszystko, za najwspanialszą żonę i dzieci, które byłyby marzeniem każdego mężczyzny. Teraz moje życie się zmieniło, bez żadnego powodu. Ludzie (...) wiedzą, że jestem niewinny i chcą pomóc. Ale w tym kraju, w najwspanialszej demokracji na świecie, nic nie mogą uczynić, by uchronić mnie przed oskarżeniem o przestępstwo, którego nie popełniłem. Niektórzy z nich nazywają mnie Hiobem naszych czasów, a sędziego Malcolma Muira porównują do średniowiecznych sędziów. Stwierdził on, że (...) kara więzienia dla mnie będzie działać odstraszająco na innych urzędników publicznych. Nie sądzę jednak, aby kara ta odstraszała tych, którzy mnie znają, bo wiedzą oni, że nie zrobiłem nic złego. Jestem ofiarą publicznych oskarżeń, a więzienie byłoby tu amerykańskim gułagiem. Proszę tych, którzy mi wierzą (...), by pracowali niestrudzenie nad stworzeniem w Stanach Zjednoczonych wymiaru prawdziwej sprawiedliwości i oczyszczeniem mnie z zarzutów, tak by moja rodzina (...) nie była naznaczona tą niesprawiedliwością, której się wobec mnie dopuszczono (...)."

                                                                                                           tłumaczenie za cba.gov.pl

Tuż po odczytaniu listu, wręczył każdemu z członków swego zespołu kopertę. Okazało się, że w jednej z nich był list pożegnalny do żony, w drugiej dokument o przekazaniu organów do przeszczepów, a w trzeciej list do Roberta P. Casey'a, jego następcy. Tuż po tym wyciągnął z papierowej torebki rewolwer Magnum, kaliber .357 i pociągnął za spust, strzelając sobie w usta.

Całość tych wydarzeń uchwycił na czarno-białej kliszy Paul Vathis. Za swe zdjęcie otrzymał nagrodę World Press Photo 1988. Jednocześnie moment samobójstwa obejrzało wiele osób przed telewizorami. Do dziś uznaje się zarejestrowane chwile za jedne z najbardziej tragicznych w historii amerykańskiej telewizji. 

fot. Paul Vathis




Zdjęcia z tego wydarzenia wpłynęły także na zmianę w fotografii prasowej, gdyż od tego czasu agencja Associated Press nadała rozporządzenie, aby wszystkie materiały dla niej rejestrowane były na kolorowych kliszach.

Po wielu latach okazało się, że Budd Dwyer rzeczywiście był niewinnym człowiekiem, którego obciążyły fałszywe zeznania W.T. Smitha. 

Źródła:
https://cba.gov.pl/pl/newsy-serwisu-antykorup/2365,Samobojstwo-na-wizji.print
https://pl.wikipedia.org/wiki/Budd_Dwyer





piątek, 20 stycznia 2017

Radosław Sikorski - Prochy Świętych

Praktycznie każda wojna kończy się cierpieniem ludności cywilnej. Śmierć, rany, konieczność ucieczki z domu to prawdziwy obraz wielu konfliktów. Jeden z nich zrelacjonowany został przez Radosława Sikorskiego, którego zdjęcie prezentuje ofiary afgańskiej wojny. 


fot. Radosław Sikorski 


Mało kto dziś wie, że Radosław Sikorski w latach 80. był wolnym dziennikarzem pracującym dla kilku brytyjskich redakcji. W 1986 roku wyruszył do Afganistanu jako nieoficjalny korespondent The Sunday Telegraph, Observera oraz BBC. Obok sprzętu oraz środków na wyprawę, nie otrzymał z Wielkiej Brytanii żadnego zabezpieczenia na wypadek schwytania przez Sowietów. Gdyby tak się stało, mógł zostać co najmniej posądzony o szpiegostwo. W przeciwieństwie do wielu zachodnich dziennikarzy czy całych redakcji nie uważał Afganistanu za sprawę już przegraną. Dzięki temu znalazł się w tym kraju w przełomowym momencie wojny. 

Jego wyprawa miała kilka celów. Przede wszystkim chciał ustalić losy niezwykle istotnych zabytków Heratu, a także poznać prawdę o miejscowym powstaniu z 1979 roku. Ponadto agencja Afghan Aid poprosiła go o zebranie informacji o lokalnej ludności cywilnej, zwłaszcza rolnikach. Kilkumiesięczny pobyt w tym kraju obfitował w spotkania z bojownikami, cywilami, przemytnikami, najważniejszymi postaciami dla ruchu oporu. Jako mister Rahim wielokrotnie był świadkiem walk, bombardowań. Zdarzało mu się przemykać pod lufami czołgów i patrolujących żołnierzy. Od mudżahedinów otrzymał nawet AK-47, ale na szczęście nie dane mu było go użyć w razie obrony. Swe przygody i liczne, nader trafne spostrzeżenia zawarł w bardzo dobrej książce: Prochy świętych. Afganistan czas wojny. Warto ją przeczytać, aby bliżej zapoznać się z genezą i charakterystyką radzieckiej interwencji oraz wojny w Afganistanie. Jest to także kawał porządnej pracy reporterskiej. 

Była to wojna, podczas której najwięcej cierpiała ludność cywilna. Sowieckie dowództwo stosując prawo odpowiedzialności zbiorowej, często bez przyczyny bombardowało afgańskie miasteczka i wioski lub pod zwykłym pretekstem przebywania w nich wojowników. Kończyło się to najczęściej tragicznie, gdyż nawet głębokie piwnice nie mogły chronić przed silnymi bombami i pociskami. Taka sytuacja przydarzyła się rodzinie na zaprezentowanym zdjęciu. 

Pewnego dnia Sikorski był świadkiem nalotu kilku radzieckich myśliwców. Ich celem nie była jednak wioska, w której aktualnie przebywał, lecz znajdująca się kilka kilometrów dalej Koszk-e Serwan. Kiedy dotarł na miejsce, wydobyto spod gruzów ponad 30 ciał, a nadal nie doliczono się przeszło 40 mieszkańców. Problemem był fakt, iż większość osób chowała się w piwnicach lub specjalnie drążonych tunelach. Gdy co najmniej ćwierć lub półtonowa bomba eksplodowała nad ich głowami, znajdowali się na ogół w śmiertelnej pułapce. Tak reporter relacjonował te wydarzenia:

Poszedłem do sąsiedniego domu. Mieszkańcy przekopywali resztki piwnic, wznosząc chmury kurzu (...) Oczom zebranych ukazał się niebywały widok: w piwnicznej niszy pod łukiem sklepienia, które jakimś cudem ocalało, siedziała z dwójką małych dzieci przy boku zawoalowana kobieta. Ręce wznosili ku górze, jakby za chwilę mieli się wydostać z gruzowiska i podziękować wszystkim za uratowanie. Jedno z dzieci uśmiechało się. Nie ruszali się. Ubrania dzieci, ich twarze, skóra obnażonych ramion były blade, wręcz białe, jakby oprószone mąką; dzieci nie miały żadnych obrażeń. Nie było śladu krwi - ale byli martwi. 
                                                                                            R. SikorskiProchy Świętych, Warszawa 2007, s. 192.

Była to tylko jedna z rodzin, które tego dnia straciły życie. Wyglądają oni bardziej jak postaci żywcem przeniesione z antycznych Pompei niż świeże ofiary radzieckiego nalotu. 

Trudno jest do dziś oszacować, jak wiele osób zginęło w wyniku działań wojennych czy późniejszych wybuchów min, których miliony zostały pozostawione przez komunistów. Punktem zwrotnym w czasie wojny, o którym wspomina także autor, było dostarczenie przez USA bojownikom wyrzutni i pocisków Stinger. Od tego momentu Sowieci przestali całkowicie dominować w powietrzu. Wojna w Afganistanie okazała się dla nich porażką jak i jedną z przyczyn rozpadu Imperium. 

Radosław Sikorski w swej książce porusza także ważny aspekt, o którym często pisałem, czyli powinność reporterską:

Patrząc przez obiektyw mego aparatu na zmarłych i umierających, czułem się jak impertynencki podglądacz. Nie ma bardziej intymnego momentu niż śmierć, ale odchodzący nie może nic uczynić, by uniknąć spojrzeń ciekawskich (...) Czułem, że powinienem uczcić zmarłych i cierpiących pełną szacunku ciszą, zmusiłem się jednak do fotografowania. zrobienie i pokazanie zdjęcia było jedynym sposobem na to, by ich los nabrał znaczenia dla reszty świata. 
                                                                                     R. Sikorski, Prochy Świętych, Warszawa 2007, s. 194-195.

W 1988 roku Radosław Sikorski za swe zdjęcie z Afganistanu został nagrodzony w konkursie World Press Photo. 

Na koniec chciałbym podziękować panu Radosławowi Sikorskiemu za zgodę na publikację zdjęcia oraz fragmentów z książki. 

Źródła:
R. Sikorski, Prochy Świętych, Afganistan czas wojny, A.M.F Plus, Warszawa 2007.