piątek, 4 października 2013

Janek Wiśniewski padł

Grudzień 1970 to jedno z najtragiczniejszych wydarzeń powojennej Polski. W wyniku strajku na Wybrzeżu i jego brutalnego stłumienia przez milicję i wojsko, śmierć poniosło kilkadziesiąt osób, a rannych zostały setki. Symbolem tego wydarzenia stało się zdjęcie strajkujących niosących ciało Zbyszka Godlewskiego, który bardziej znany jest jako Janek Wiśniewski.

fot. Edmund Popliński

Na grudzień 1970 roku rząd zaplanował podwyżkę cen żywności, która miała zdrożeć przeciętnie o ponad 20 procent. Dla niewiele zarabiających pracowników, którym każdego dnia trudno było zdobyć podstawowe produkty w sklepach, taka podwyżka oznaczała kolejne kłopoty. W wielu miejscach w kraju organizowano wiece protestacyjne, w czasie których domagano się cofnięcia najnowszego rozporządzenia, uregulowania systemu płacowego oraz dymisji rządzących, którzy byli odpowiedzialni za projekt podwyżki. Największe protesty wybuchły na Wybrzeżu. Niestety po raz kolejny rządzący nie mieli w swych planach dialogu ze społeczeństwem, a rozwiązania siłowe doprowadziły do tragedii.

Z każdym dniem sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Po przystąpieniu do strajku Stoczni Gdańskiej oraz wielu zakładów w północnej Polsce, rząd zdecydował się wysłać w ten region w celu pacyfikacji tysiące żołnierzy i setki wozów bojowych. Po kilkudniowych protestach nadszedł Czarny Czwartek. Rozpętało się wtedy prawdziwe piekło. Wojsko otworzyło ogień do robotników przybywających na stację Stocznia Gdynia i pod jej bramę. Właśnie w tym miejscu postrzelony został Zbyszek Godlewski.

Mieszkał on w Elblągu. Kilka miesięcy wcześniej ukończył szkołę zawodową i udało mu się zdobyć pracę w gdyńskiej stoczni, gdzie pracował przy przeładunku statków. Dzień przed tragicznymi wydarzeniami udał się do Gdańska w celu rozeznania się w sytuacji. Wieczorem napisał krótki list do rodziców -  "Kochani Rodzice, byłem dzisiaj w Gdańsku. Wszystko widziałem. Nie martwcie się… Zbyszek". Niestety nie zdążył go wysłać. Otrzymali go dopiero 20 grudnia poprzez kolegę Zbyszka w czasie jego pogrzebu. 

Po tym, jak młody chłopak śmiertelnie raniony upadł na ziemię, ktoś krzyknął, aby zanieść jego zwłoki pod dom partii. Zorganizowano drzwi z toalety mieszczącej się w pobliskim baraku, położono na nich zwłoki. Tłum demonstrantów ruszył przed siebie niosąc zwłoki Godlewskiego. Tuż obok ciała niesiono biało-czerwony sztandar, który również stał się ważnym symbolem tamtego dnia. W czasie pochodu krążące nad miastem śmigłowce zrzucały w kierunku tłumu petardy i ładunki z gazem łzawiącym. Demonstrantom udało się dostać z kościoła krzyż, który przytwierdzono do drzwi. Niewiele dalej padły kolejne strzały, ranni i zabici...

Właśnie w czasie przemarszu pochodu z okna swego mieszkania, Edmund Pepliński wykonał swe zdjęcie, które zyskało ogromną sławę i stało się symbolem tych tragicznych dni. Oto, jak sam fotograf relacjonuje tamto wydarzenie:

(…) W późniejszych godzinach, około godziny 10, szedł następny pochód. Ten z chłopcem na drzwiach. Niesiono przed nim pokrwawioną biało-czerwoną flagę, długą tak, że sięgała w poprzek od chodnika do chodnika. Na zdjęciu jej nie widać, bo niesiono ją kilkanaście metrów z przodu, a ja czekałem na ten zasadniczy moment, żeby chłopca mieć na pierwszym planie. Jak się dobrze zdjęciu przyjrzeć, widać też, że między stopami umieszczony jest krzyż. Zrobiłem to zdjęcie i wychyliwszy się przez okno, obserwowałem. Na rogu Świętojańskiej i Kilińskiego uformowała się milicyjna zapora. Były tam gaziki, które stały tyłem do maszerującego tłumu, wystawiając w kierunku pochodu działka z wyrzutniami granatników. Gaziki jechały do tyłu, w stronę nadchodzących. Teraz nastąpiła scena, jakby specjalnie przygotowana dla filmu: gdy pierwsze granaty wybuchły, powstały obłoki dymu, za którymi szli milicjanci z wielkimi, krzyżackimi tarczami i nacierali na tłum. Dym przysłonił mi widoczność. Kiedy opadł, zobaczyłem, że drzwi z chłopcem leżą na jezdni. Po chwili robotnicy podnieśli je znowu i ponieśli dalej (…)".                                    (http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/483983)

Przekazywane odbitki fotografii w drugim obiegu szybko znalazły się w całym kraju. Krzysztof Dowgiałło będąc pod silnym wrażeniem tej sceny, napisał Balladę o Janku Wiśniewskim. Ponieważ nie wiedział, kim był zastrzelony chłopak, dlatego nazwał go Jankiem Wiśniewskim. Od tego czasu wiele osób kojarzy tę postać bardziej od realnego Zbyszka Godlewskiego. 



Rodzice chłopaka niedługo po jego śmierci otrzymali krótki telegram - "Zbyszek nie żyje. Kazimierz Podowski" (kolega Zbyszka). Na drugi dzień szybko pojechali do Gdyni szukać swego syna. Udaje im się ustalić, że jego zwłoki mogą być w szpitalu w Redłowie. W szpitalu okazuje się, że więcej rodzin szuka zwłok. Nie pozwolono im zobaczyć ciała syna. Powiedziano w prokuraturze, że wszelkie formalności można załatwić dopiero od poniedziałku. Tymczasem w niedzielę w nocy zostali obudzeni i zabrani na tajny pogrzeb Zbyszka (ofiary wydarzeń pochowano po cichu w obawie przed kolejnymi zamieszkami). Dzięki otrzymanemu ubraniu i rzeczom osobistym ojcu tragicznie zmarłego udało się ustalić, że syn otrzymał trzy rany postrzałowe. Jego ojciec będąc wojskowym od razu zauważył, że nie były to ślady po przypadkowych kulach.

Sztandar niesiony w czasie pochodu oraz słynne drzwi ocalały. Są one obecnie przechowywane w kaplicy kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa. Z racji na tematykę zdjęcia, Edmund Pepliński ujawnił, że jest autorem zdjęcia dopiero w latach 80.

Niestety do dziś sprawcy odpowiedzialni za masakrę na Wybrzeżu nie zostali osądzeni.

Źródła:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zbyszek_Godlewski
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ballada_o_Janku_Wi%C5%9Bniewskim
http://pl.wikipedia.org/wiki/Grudzie%C5%84_1970
http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/483983,edmund-peplinski-to-on-zrobil-najslynniejsze-zdjecie-z-grudnia1970,3,id,t,sa.html
http://www.polskieradio.pl/39/1240/Artykul/282993,Prawdziwa-historia-Janka-Wisniewskiego
http://www.rp.pl/artykul/921023.html?print=tak&p=0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz