niedziela, 24 czerwca 2012

The last Jew in Vinnitsa

Historia Holokaustu to setki, tysiące dramatycznych i często bardzo tragicznych zdjęć. Bez wątpienia jednym z najbardziej znanych na świecie i bardzo poruszających obrazów jest zdjęcie zatytułowane "Ostatni Żyd w Winnicy". Co bardzo ważne, to zdjęcie przez wiele lat było całkowicie nieznane, aż w końcu odnaleziono je  przypadkowo w albumie byłego niemieckiego żołnierza. Na jego odwrocie znajdował się napis, który jednocześnie stał się tytułem fotografii.




W roku 1941 w ślad za szybko postępującymi wojskami niemieckimi podążały specjalne grupy Einsatzgruppen (Grupy Operacyjne), których jedynym zadaniem było sianie terroru oraz mordowanie ludności na podbitych terenach. Co oczywiste, ich głównym "wrogiem" była ludność żydowska.
Jednym z miejsc, które miało stać się masowym grobem społeczności żydowskiej była Vinnitsa.

16 i 22 września 1941 roku w tej miejscowości doszło do dwóch masowych rozstrzelań, w których śmierć poniosło blisko 28 tysięcy osób. Niemiecki oficer Erwin Bingel, świadek tamtych wydarzeń, otrzymał rozkaz zorganizowania straży wokół lotniska i linii kolejowych w dystrykcie miasta Uman. O świcie w dniu 16 września 1941, porucznik Bingel i jego ludzie przybyli na miejsce, gdzie zobaczyli tłum ludzi sprowadzonych do rowów przed lotniskiem, składający się z mężczyzn, kobiet i dzieci. Okazało się, że Żydzi zostali zgromadzeni w tym miejscu w wyniku skierowanej do nich odezwy. Zapewne myśleli, że Niemcy chcą im oznajmić jakieś ważne informacje lub przesiedlić. Rzeczywistość była niestety całkiem inna.

Z ciężarówek zaczęto rozładowywać worki z chlorkiem wapnia. Tymczasem na lotnisku wylądowało kilka transportowców, z których zaczęli wychodzić żołnierze SS. Ludności żydowskiej nakazano najpierw pozbycie się wszelkich kosztowności, które musieli położyć na specjalnie do tego wyznaczonych stołach, by potem rozebrać się do naga. Pogrupowano ich według płci i kazano ustawiać się w szeregu nad dołami. W tym momencie rozpoczęła się masakra. Naziści rozstrzeliwali dzieci, mężczyzn, kobiety i starców za pomocą pistoletów maszynowych. Wielu żołnierzy dopuszczało się ogromnych aktów okrucieństwa. 

Niemcy postanowili skorzystać jeszcze z pomocy oczekujących na rozstrzelanie. Każdy kolejny szereg musiał za pomocą łopat najpierw rozsypać chlorek wapnia na ciałach rodziny, przyjaciół, znajomych, by potem samemu paść ofiarą kolejnych rozstrzelań.

Powietrze rozbrzmiewało okrzykami zabijanych i torturowanych ludzi. W tym momencie Bingel nie mógł przestać myśleć o pozostawionych w domach żonach i dzieciach, którzy wierzyli, że ich mężowie i ojcowie dumnie i bohatersko walczyli w szeregach armii niemieckiej, podczas gdy elitarny, unikalny oddział popełniał  najbardziej straszne akty okrucieństwa.

W dniu 22 września 1941 roku porucznik Bingel i jego ludzi byli świadkami drugiej masakry w Winnicy. Tym razem obok oddziałów SS w mordowaniu cywilów brała również ukraińska milicja. 

Porucznik Bingel wspominał:

"Rano o 10.15 rozpętała się dzika strzelanina i straszne ludzkie okrzyki. Na początku nie nie wiedziałem co się dzieje, ale kiedy zbliżyłem się do okna, z którego miałem szeroki widok na cały park miejski, zauważyłem ukraińską milicję na koniach, która uzbrojona w pistolety i karabiny jeździła wokół oraz wewnątrz tłumu ludzi zgromadzonego na terenie parku.
Nagle setki pocisków pomknęły w stronę masy ludzkiej. Kto nie zginął od kul natychmiast padł ofiarą ukraińskich szabli. Niczym upiorne zjawy, ta horda Ukraińców, wypuszczona i dowodzona przez oficerów SS, brutalnie zadeptała ludzkie ciała, bezlitośnie zabijając niewinne dzieci, matki i starych ludzi, których jedynym przestępstwem było to, że udało im się uniknąć wcześniejszych masowych mordów".


W ciągu zaledwie kilku dni wymordowano całą kilkudziesięciotysięczną ludność żydowską w okolicy. O skali przemocy mogą świadczyć zdjęcia, ukazujące ciała ofiar masakry.







Tytułowe zdjęcie ukazuje ostatniego Żyda w Winnicy. Cała sytuacja wygląda niczym upiorne przedstawienie. Kaci zebrani wokół ofiary oglądają ostatni akt sztuki. Ta zatrzymana chwila dobitnie pokazuje pozycję, w jakiej znajdowali się mordercy i ich ofiary. Wszyscy z zaciekawieniem i spokojem przyglądają się ostatniej egzekucji. Na twarzach niektórych widać jakby oznaki zmęczenia, znużenia całym dniem "pracy".

Klęcząca, wychudzona nad dołem postać nie chce patrzyć na ciała swych współbratymców. Wydaje się, że w tej ostatniej chwili spoglada gdzieś przed siebie. Jego spojrzenie i postawa wobec całej sytuacji są przerażające i na długo potrafią utkwić w naszej pamięci.

Źródła:
http://www.holocaustresearchproject.org/einsatz/bingel.html
http://ww2today.com/22nd-september-1941-the-last-jew-in-vinnitsa
http://pl.wikipedia.org/wiki/Einsatzgruppen

wtorek, 5 czerwca 2012

Thich Quang Duc

We współczesnej historii dochodziło do wielu form protestów. Jedne z nich przybierały pokojową formę, inne stanowiły podłoże do krwawej rewolucji. Jednak największe wrażenie zawsze wywierały drastyczne posunięcia, wśród których najbardziej przerażające były akty samospalenia. W naszej historii na trwałe zapisało się samospalenie Ryszarda Siwca w proteście przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji. Na świecie najbardziej znana jest historia Thich Quang Duca, buddyjskiego mnicha, który w roku 1963 dokonał aktu samospalenia w proteście przeciwko dyktaturze i prześladowaniom buddyzmu w Wietnamie Południowym.


                                                           Fot. Malcolm Browne 

W roku 1955 Ngô Đình Diệm dokonał obalenia rządów cesarza Bảo Đại. Obwołał się przywódcą Republiki Wietnamu. Ponieważ był katolikiem, zdecydował się na faworyzowanie religii chrześcijańskiej kosztem innych wyznań. Aczkolwiek faworyzowanie to zbyt małe słowo. Diem zdecydował się na powierzenie całej władzy w rękach katolików. Od tej pory wyznawcy innych religii byli jawnie dyskryminowani, a zwłaszcza buddyści. 

Katolicy otrzymywali wysokie funkcje państwowe, wielu dowódców wojskowych siłą zmuszono do zmiany wyznania. Ponadto otrzymywali przydział ziem, zwolnieni byli z płacenia wielu podatków oraz pańszczyzny. Wielu księży katolickich tworzyło własne armie, które wielokrotnie bezkarnie atakowały i grabiły buddyjskie wioski. Punktem kulminacyjnym dla buddystów okazał się zakaz korzystania z buddyjskiej flagi podczas obchodów święta Vesak. Z tego powodu tłumy ludzi wyszły na ulice, by zaprotestować, na co rząd odpowiedział ogniem, w wyniku którego śmierć poniosło 9 osób. 

W dniu 10 czerwca 1963, amerykańscy korespondenci zostali poinformowani, że "coś ważnego" ma się wydarzyć następnego ranka następnego ranka na drodze obok kambodżańskiej ambasady w Sajgonie. Większość korespondentów zlekceważyła tę wiadomość. Na miejscu pojawił się jednak David Halberstam z New York Times oraz fotograf Malcolm Browne. 

Około 350 mnichów i mniszek maszerowało ulicami miasta wzywając prezydenta do spełnienia obietnic wprowadzenia równości religijnej. W pewnym momencie z pobliskiego samochodu wysiadło trzech mnichów. Uczestnicy marszu utworzyli krąg wokół jednego z nich, który spokojnie usiadł na poduszce w tradycyjnej medytacji buddyjskiej pozycji lotosu. Jeden z towarzyszących mu mnichów, oblał Duca benzyną. Ten po odmówieniu modlitwy Nam Mo Di Dja Phat ("hołd Buddzie"), rzucił na siebie zapaloną zapałkę. 

 Dawid Halberstam w taki oto sposób wspomina całe zajście;
 
(...) płomienie wychodziły z istnienia ludzkiego; jego ciało powoli schnęło i marszczyło się, jego głowa czerniała (...). W powietrzu było czuć zapach palącego się ludzkiego ciała; ludzkie ciało paliło się tak szybko. Za mną płakali Wietnamczycy, do których dopiero teraz tak naprawdę dotarło, co się stało. Byłem za bardzo zszokowany, by płakać, za bardzo zdezorientowany, aby zadawać jakiekolwiek pytania i dociekać, za bardzo oszołomiony, aby o czymkolwiek myśleć... Kiedy się palił, nie poruszył nawet ani jednym mięśniem, nie wydał ani jednego dźwięku, jego zewnętrzny spokój tak bardzo kontrastował z jęczącymi ludźmi, którzy go otaczali.
 O tym dlaczego nikt nie ruszył z pomocą mnichowi świadczy relacja autora zdjęcia, Malcolma Browne'a:

To była noc 10 czerwca 1963 roku. Duc zadzwonił do mnie mówiąc: Panie Browne, proszę przyjść do takiej i takiej pagody jutro o szóstej rano. Wydarzy się coś naprawdę istotnego. Od razu wiedziałem że jest nietypowo - zgromadził się tam tłum buddyjskich mnichów i mniszek, wiele z nich płakało. Dwóch młodych mnichów wyciągnęło plastikowy kanister z benzyną, polało nią starszego i zrobiło krok w tył. Thich Quang Duc zapalił zapałkę, którą trzymał na brzuchu i podpalił się. Oniemiałem, oblał mnie zimny pot, z najwyższym trudem skupiłem się na ostrości, naświetlaniu, robieniu zdjęcia. Byłem przerażony. Wielokrotnie pytano mnie, czy mogłem powstrzymać samobójstwo. Nie mogłem. Stała tam zwarta grupa około dwustu mnichów gotowych zablokować mnie, gdybym spróbował się ruszyć. Kilku z nich rzuciło się pod koła wozu strażackiego. Po latach mam jednak poczucie, że przyczyniłem się do tej śmierci. Że starszy mnich nie zrobiłby tego, gdyby nie był pewny obecności reportera, który przekaże relację światu.
Niestety prezydent mimo tego, że w ślad za Thich Quang Ducem samospalenia dokonało jeszcze kilku mnichów, w żaden sposób się tym nie przejął. Co ważniejsze wzmógł jeszcze bardziej represje i nakazał liczne aresztowania. Ponoć żona brata prezydenta miała wypowiedzieć zdanie -  klaskałabym w dłonie, gdy zobaczyłabym innego palącego się mnicha.

Zdjęcie błyskawicznie obiegło cały świat i stało się przyczyną upadku rządu dyktatora. Z powodu represji  USA zaprzestały udzielać wsparcia urzędującemu prezydentowi. Ponadto Stany Zjednoczone usiłowały wywrzeć presję na dyktatorze, by ten złagodził swą politykę. Ngô nie tylko tego nie uczynił, lecz zagroził także, że usunie amerykańskich doradców wojskowych. W wyniku działań amerykańskich służb wywiadowczych doszło do przewrotu wojskowego, w czasie którego dyktator poniósł śmierć. 

Choć w niezwykle dramatyczny i drastyczny sposób, to jednak bardzo skuteczny, śmierć Thich Quang Duca doprowadziła do zamierzonego celu. Do historii świata przejdą nie tylko ostatnie chwile jego życia, lecz także przesłanie:

Przed zamknięciem oczu i skierowaniu ich w stronę Buddy, z szacunkiem zwracam się do prezydenta Ngo Đình Diem, by ten podjął się współczucia wobec swego narodu i zachował religijną równość. Wzywam czcigodnych i wielebnych, członków Sanghi i świeckich buddystów do solidarnego  poświęcenia się dla ochrony buddyzmu.

 Źródła:
 http://en.wikipedia.org/wiki/Thich_Quang_Duc#Religious_background
 http://pl.wikipedia.org/wiki/Th%C3%ADch_Qu%E1%BA%A3ng_%C3%90%E1%BB%A9c
 http://pl.wikipedia.org/wiki/Ng%C3%B4_%C4%90%C3%ACnh_Di%E1%BB%87m