sobota, 24 grudnia 2016

Rozejm bożonarodzeniowy

Okres świąteczny to czas, w którym dochodziło do wielu niezwykłych wydarzeń. Jednym z nich był tak zwany rozejm bożonarodzeniowy, kiedy to na okres kilku dni żołnierze niemieccy i brytyjscy zdecydowali się ogłosić nieformalne zawieszenie broni, aby wszyscy mogli w spokoju spędzić święta.

fot. NN


I wojna światowa była jedną z najbardziej krwawych i moim zdaniem bezsensownych w historii. Miliony ofiar w wojnach okopowych i walki o kilka kilometrów czy nawet metrów ziemi nie były w żaden sposób warte tylu osób. W lecie 1914 roku większość żołnierzy wyruszała na linię frontu z nadzieją i pewnością, że wojna zakończy się w ciągu kilku tygodni. Tymczasem w grudniu po obu stronach mroźnych i ponurych okopów miliony osób musiały spędzić święta z dala od rodzin. Dowódcy nie zareagowali przy tym na apel papieża Benedykta XV, aby w okresie świątecznym zaprzestano walk.

24 grudnia w okolicach Ypres, korzystając z ciszy na froncie, niemieccy żołnierze postanowili udekorować lampkami i ozdobami świątecznymi teren przy swych okopach. Ich pozycje zostały rozświetlone przez świece, lampki, a także drzewka świąteczne. Brytyjska strona bała się prowokacji ze strony wroga, jednak nie zarządziła ostrzału. Tymczasem niemieccy żołnierze zaczęli śpiewać kolędę Cicha noc, do której szybko przyłączyli się Brytyjczycy. Ta chwila zadecydowała i obie strony nagle zaczęły wychodzić z okopów. Do takich spotkań dochodziło na wielu odcinkach frontu belgijskiego, na ziemi niczyjej.

Obie strony zaczęły wymieniać się podarunkami. Niemcy sprezentowali Brytyjczykom między innymi beczkę piwa, a ci odwdzięczyli się śliwkowym puddingiem. Wkrótce do szeregowców dołączyli także oficerowie, którzy między sobą uwzględnili zawieszenie ognia przynajmniej do końca okresu świątecznego. Było to niezwykłe wydarzenie. Żołnierze, którzy jeszcze przed chwilą mogli się pozabijać, nagle wspólnie spędzali czas. Była to dla nich namiastka rodzinnej atmosfery jak i odskocznia od codziennych trudów frontowych.

Na drugi dzień obie strony zebrały i pochowały swych poległych, a często zdarzało się, że wspólnie uczestniczono w ceremoniach pogrzebowych. W pobliżu Armentieres rozegrano najbardziej znany z tego okresu mecz piłkarski, zakończony zwycięstwem Niemców nad Brytyjczykami 3:2. Na innych odcinkach frontu dochodziło także do bratania się niemieckich żołnierzy z francuskimi, belgijskimi, hinduskimi czy nawet Algierczykami. Dla wielu osób była to okazja do skonfrontowania się z fałszywymi i panującymi do tej pory po obu stronach stereotypami.

fot. NN


Dopiero po kilkunastu godzinach wieści o rozejmie dotarły do dowództwa. Oczywiście za wszelką cenę starało się ono zakończyć ten stan, jednak w wielu miejscach mimo ustalonej wcześniej godziny 8:30, 26 grudnia nie rozpoczęto walk. W niektórych odcinkach rozejm trwał do nowego roku, a nawet 3 stycznia. Szacuje się, że w rozejmie mogło brać udział ponad 100 tysięcy żołnierzy. Dla wielu z nich powrót do codzienności po tych wydarzeniach był niezwykle trudny – jak można strzelać do kogoś, z kim dopiero co się wymieniło podarunkami, rozmawiało o swych rodzinach?! Dowództwo zdecydowało się po świętach najczęściej na wymianę stacjonujących jednostek, aby nie mogło dojść do ponownego bratania się.

W kolejnych latach dochodziło do ponownych prób bratania się, jednak były to sytuacje jednostkowe, a tym bardziej zapobieganie przez generałów.

Wydarzenie to na trwałe zapisało się w historii. W ostatnim czasie zostało przypomniane dzięki filmowi Joyeux Noel oraz reklamie firmy Sainsbury's.





Źródła:
http://pierwszawojna.info/historie/boze-narodzenie-1914/
http://dzieje.pl/aktualnosci/rozejm-bozonarodzeniowy-swiateczne-pojednanie-zolnierzy-w-1914-r
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rozejm_bo%C5%BConarodzeniowy



sobota, 12 listopada 2016

Kongres Solvaya - wielcy nauki na jednym zdjęciu

Czasem na portalach internetowych możemy zetknąć się z tym zdjęciem opisanym jako największe IQ na jednej fotografii. Nie ma się czemu dziwić, skoro uwiecznieni zostali tutaj najważniejsi naukowcy z zakresu fizyki pierwszej połowy XX wieku!


fot. Benjamin Courpie


























Ernest Solvay był belgijskim chemikiem, który w II połowie XIX wieku wraz ze swym bratem opracował metodę otrzymywania sody. Dzięki temu nie tylko przyczynił się do rozwoju przemysłu, lecz też niezwykle wzbogacił się na tym. Porównuje się go często do Alfreda Nobla, gdyż również prowadził działania ku rozwojowi nauki. W przeciwieństwie jednak do fundatora słynnych dziś nagród, Belg zdecydował się na organizację specjalnych kongresów naukowych, które miały gromadzić w jednym miejscu najistotniejszych fizyków i chemików z całego świata. Kongresy odbywać się miały naprzemiennie: raz spotykać się mieli przedstawiciele chemii, innym razem fizyki. Największą jednak popularnością mediów cieszyły się fizyczne spotkania. 

Pierwsze z nich miało miejsce w 1911 roku i zgromadziło 21 światowej sławy uczonych, a tematem spotkania była Teoria promieniowania i kwanty. Jednak największą sławą do dziś cieszy się 5. Kongres Solvaya z 1927 roku. Miał on miejsce w październiku 1927 roku, a jego tematyką były Elektrony i fotony. Spotkali się na nim ponownie najznakomitsi światowi fizycy, którzy dyskutowali nad nową teorią kwantową. 

Na kongresie znalazło 29 uczonych, którzy zostali następnie uwiecznieni na zdjęciu, którego autorem był Benjamin Couprie. Miało to miejsce w brukselskim Parku Leopolda. Na fotografii tej widoczni są stojący od lewej: Auguste Piccard, Émile Henriot, Paul Ehrenfest, Edouard Herzen, Théophile de Donder, Erwin Schrödinger, Jules-Émile Verschaffelt, Wolfgang Pauli, Werner Heisenberg, Ralph Fowler, Léon Brillouin. W drugim rzędzie siedzą: Peter Debye, Martin Knudsen, William L. Bragg, Hendrik A. Kramers, Paul Dirac, Arthur Compton, Louis de Broglie, Max Born, Niels Bohr. W pierwszym rzędzie siedzą: Irving Langmuir, Max Planck, Maria Skłodowska-Curie, Hendrik Lorentz, Albert Einstein, Paul Langevin, Charles E. Guye, Charles T.R. Wilson, Owen W. Richardson.

Warto zaznaczyć, że aż 17 z nich w swej karierze naukowej zostało uhonorowanych Nagrodą Nobla. Jedyną kobietą w tym towarzystwie była Maria Skłodowska-Curie, która też jako jedyna ze wszystkich zdobyła tę prestiżową nagrodę zarówno w fizyce jak i chemii. Podczas kongresu emocjonowano się przede wszystkim polemiką między Einsteinem a Bohrem. Ponadto od tego momentu na stałe zaczęto posługiwać się terminem foton. Rozpoczęto też trwające nawet do dziś dyskusje na temat istoty oraz interpretacji zjawisk kwantowych. 

Założony przez zmarłego w 1922 roku Solvaya International Solvay Institutes for Physics and Chemistry, do dziś organizuje co kilka lat kongresy naukowe, których do 2014 roku łącznie odbyło się 26 z fizyki oraz 23 z chemii. 

Źródła:
http://www.kwantowo.pl/2014/06/15/historia-pewnego-zdjecia/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kongresy_Solvaya
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ernest_Solvay


niedziela, 6 listopada 2016

Śmierć Pablo Escobara

W latach 80. i 90. ubiegłego wieku Pablo Escobar stał się największym i jednocześnie najbardziej niebezpiecznym bossem narkotykowym na świecie. Nie tylko odpowiadał za za ogromne ilości kokainy przewożonej do Stanów Zjednoczonych, lecz też przypisuje mu się ponad 3-4 tysiące ofiar związanych z zabójstwami, zamachami bombowymi. Przez pewien czas był on jednym z najbogatszych ludzi na świecie.

fot. NN

fot. NN


Escobar od młodości trudnił się lewymi interesami. Ponoć zaczynał jako złodziej samochodów w swym rodzinnym Medellin. Z czasem zajął się jednak przemytem, a wraz z rozpoczęciem przygody z narkotykami, zaczął tworzyć swą legendę. Jego Kartel z Medellin szybko stał się ogromną organizacją przestępczą, z którą nie tylko nie mógł sobie poradzić rząd kolumbijski, lecz też Stany Zjednoczone. Mówi się o tym, że w szczytowym okresie swej działalności Escobar wraz z całym kartelem zarabiali nawet 28 miliardów rocznie. Kolumbijczyk uwielbiał przepych, dlatego stać go było na wszelkie zachcianki. Posiadał własny zespół piłkarski, prywatne zoo, niezliczoną ilość samochodów. Obok tego był niezwykle sprytny i odważny. Gdy był jedną z najbardziej poszukiwanych osób przez USA udało mu się na podrobionym paszporcie wjechać do tego kraju i zrobić zdjęcie przed samym Białym Domem!


fot. NN


Escobar chciał się kreować na obrońcę biednych, Robin Hooda, dlatego też często rozdawał ludziom pieniądze na ulicy, budował szkoły, boiska. Dziś mimo upływu ponad 20 lat nadal jest traktowany niczym święty w Medellin. Jego okrucieństwo szczególnie dotknęło przeciwników ze sfery politycznej. Przypisuje mu się zamachy na kandydatów na prezydenta, atak na budynek Sądu Najwyższego, zamachy na ministrów. W wyniku tego wiele osób piastujących najwyższe szczeble władzy bało się po prostu ostrzej z nim rywalizować. Udało mu się nawet cofnąć dekret o ekstradycji do USA. Jednak w krótkim czasie jego wspaniały domek z kart nagle runął. Dziś przypisuje się, że za jego porażką bardziej stały inne kartele narkotykowe niż kolumbijskie władze. To kartel z Cali i współpracująca z nim organizacja Los Pepes nie tylko zamordowały wielu ludzi Escobara, lecz też odcięły go od środków finansowych. Nagle z bogacza okazał się prawie zwykłym obywatelem. 

2 grudnia 1993 roku dzięki pomocy amerykańskiego sprzętu nasłuchowego udaje się zlokalizować kryjówkę najbardziej poszukiwanego Kolumbijczyka świata. Escobar próbuje uciec dachem, jednak szybko zostaje otoczony i zlikwidowany. Najczęściej przyjmuje się, że zginął on z rąk kolumbijskich żołnierzy i policjantów, jednak jego rodzina twierdzi, że w ostatniej chwili zdecydował się popełnić samobójstwo. Tuż po całej akcji zostało zrobione słynne zdjęcie, na którym amerykańscy i kolumbijscy łowcy chwalą się swą zdobyczną zwierzyną. W większej części kraju mieszkańcy odczuli ulgę, iż oto kończył się czas terroru. Dzień jego śmierci ewidentnie pokazał, jak łatwa jest droga od playboya i miliardera do opuszczonego przez wszystkich i zapędzonego w kozi róg straceńca. 

Jeśli zaciekawiła Was historia Pablo Escobara, to zachęcam do obejrzenia dwóch sezonów serialu Narcos wyreżyserowanego przez stację Netflix. 

Źródła:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pablo_Escobar
http://jamowie.to/narcos-nieznane-fakty-o-pablo-escobarze/
http://historia.focus.pl/swiat/pablo-escobar-czerwony-krol-kokainy-287?strona=1
http://www.businessinsider.com/who-killed-notorious-drug-kingpin-pablo-escobar-heres-what-we-know-2015-9?IR=T

sobota, 29 października 2016

Tereska - piekło wojny w oczach dziecka

Zazwyczaj działania wojenne oparte są na statystykach, ile osób zginęło, zostało rannych. Tymczasem od lat poważnym problemem jest oddziaływanie takich wydarzeń na ludzką psychikę. Tyczy się to szczególnie dzieci. Przykładem tego może być portret dziewczynki o imieniu Teresa, który został wykonany w 1948 roku.


fot. David Seymour

Polska jak i wschodnia część Europy niezwykle ucierpiały w wyniku działań wojennych. Miliony osób zginęło, dziesiątki zostały rannych, a ogromna ilość ludności doświadczyła traumy. Na naszych ziemiach po 1945 roku znalazły się dziesiątki tysięcy sierot, które nie miały nie tylko żadnego z rodziców, lecz też członków rodziny. Polskie sierocińce i ośrodki wychowawcze zapełniły się dziećmi w różnym wieku. Część z nich znajdowano na ulicach, w obozach. Wiele z nich zarówno pod względem intelektualnym jak i fizycznym znacząco różniło się od rówieśników. 

Niedługo po wojnie znany fotograf, David Seymour rozpoczął swą podróż po Europie Wschodniej. Ten urodzony w rodzinie polskich Żydów mężczyzna pracujący dla UNESCO, postawił sobie za cel dokumentowanie wpływu wojny na dziecięcą psychikę. W 1948 roku trafił do ośrodka dla dzieci w Warszawie. Było to specjalne miejsce, w jakim ulokowano dzieci pochodzące z obozów koncentracyjnych. Zadaniem dziewczynki o imieniu Teresa było narysowanie na tablicy tego, co kojarzy jej się ze słowem "dom". 

Kilkuletnia dziewczynka wychowała się w obozie koncentracyjnym i cudem przeżyła do momentu wyzwolenia. Mimo upływu 3 lat nadal widać, jak wielkie zniszczenia w jej głowie zostały dokonane przez wojnę. Uderza nie tylko chaotyczny rysunek czegoś, co ma przedstawiać dom, lecz sam wyraz twarzy Tereski. Lęk miesza się tutaj ze złością, zagubieniem. Jej oczy wyglądają niczym ze zdjęć wielu żołnierzy, którzy również przeżyli wojenną traumę. Na pewno nie są to oczy małej dziewczynki. Dodatkowo widać przemiany fizyczne, które ją dotknęły w czasie wojny. 

Niedawno przeprowadzono poszukiwania, dzięki którym ustalono tożsamość dziewczynki. Więcej na ten temat można przeczytać w tym artykule

Źródła:
http://rarehistoricalphotos.com/girl-concentration-camp-disturbed-children-1948/
http://www.swiatobrazu.pl/100-najwazniejszych-zdjec-swiata-david-chim-seymour-mala-tereska-z-polski-21084.html

czwartek, 27 października 2016

Erika Szeles - symbol Rewolucji Węgierskiej

Lata powojenne to niezwykle trudny okres dla środkowej oraz wschodniej części Europy. Znalezienie się za Żelazną Kurtyną oznaczało dla Polski oraz wielu innych krajów i republik podporządkowanie się władzy sowieckiej. Jednak na przestrzeni kilkudziesięciu lat dochodziło do wielu mniej lub bardziej znanych protestów i powstań społecznych, a jednym z najbardziej krwawych i dramatycznych była Rewolucja Węgierska.


fot. Vagn Hansen 


Węgierska Republika Ludowa przez pierwsze lata po II wojnie światowej nie należała do przyjaznych dla społeczeństwa miejsc. Zapaść ekonomiczna, zubożenie ludności, katastrofalny proces kolektywizacji, niski poziom edukacji oraz działania polityczne sprawiły, że w ludności węgierskiej narastało niezadowolenie oraz agresja wobec komunistycznej władzy. Kilkukrotnie mniejsze Węgry miały trzykrotnie więcej więźniów politycznych niż Polska! Wszystko to z czasem zmierzało do nieuchronnej rewolucji.

Wiele osób widziało szansę na zmiany po śmierci Stalina. To wtedy nastąpiła odwilż, gdzie nawet w samej partii wiele osób postulowało za ruchami reformatorskimi. To oraz rządy Mátyása Rákosiego, będącego sekretarzem generalnym, przyczyniło się do wybuchu powstania. 23 października 1956 roku studenci dostali od władzy pozwolenia na manifestację popierającą poznańskich robotników. Szybko przerodziła się ona jednak w wielki zryw narodowy, a setki tysięcy ludzi w Budapeszcie dało wyraz swemu niezadowoleniu. Udało im się uzyskać nominację na premiera dla Imre Nagya, który zapowiedział rozwiązanie tajnej policji, wycofanie się z Układu Warszawskiego oraz przywrócenie wolnych wyborów.

Dla Sowietów było to za dużo, w związku z czym rozpoczęli oni interwencję militarną. Mimo wkroczenia wojsk radzieckich do stolicy, powstańcy nie dają za wygraną i wraz z rządem uzyskują wycofanie się żołnierzy z miasta. Nowy rząd prosi o pomoc ONZ, negocjując jednocześnie z ZSRR. Niestety Sowieci w tym samym czasie szykują znacznie większą interwencję militarną. 4 listopada ponad 58 tysięcy radzieckich żołnierzy, wspartych bronią pancerną i lotnictwem naciera na Budapeszt. Kierownictwo partii specjalnie wysłało wiele oddziałów z Dalekiego Wschodu, które nie miały nawet pojęcia, czym są Węgry. Wmówiono im, że walczą z faszystami. Rezultat tych walk mógł być tylko jeden. Mimo bohaterskiego oporu słabo uzbrojonych powstańców najważniejsze rejony stolicy upadły już tego samego dnia. Ostatnie walki ustały 10 listopada. Zginęło ponad 2.5 tysiąca powstańców oraz duża grupa ludności cywilnej, a około 13 tysięcy zostało rannych. Z kraju uciekło blisko 200 tysięcy mieszkańców. Na Węgrzech polityka pozostała bez zmian, a wiele osób represjonowano lub stracono.

Jednym z symboli tamtych wydarzeń zostało zdjęcie młodej dziewczyny. Uzbrojona w pepeszę prezentuje dumę i zadziorność węgierskiego narodu. Przez wiele lat pozostawała ona jednak bezimienną bohaterką. Dopiero w 2008 roku po śledztwie dziennikarskim udało się odkryć jej tożsamość oraz historię. Nazywała się Erika Szeles. Urodzona w 1941 roku w żydowskiej rodzinie, straciła ojca w jednym z obozów koncentracyjnych. Jej matka po wojnie została zagorzałą komunistką. Ona sama pod wpływem znajomych i chłopaka reprezentowała zupełnie inne poglądy. 

Przed wybuchem rewolucji uczyła się zawodu kucharki w jednym z budapesztańskich hoteli. Po rozpoczęciu powstania przyłączyła się do grupy swego chłopaka i z karabinem w ręku brała udział w kilku potyczkach z radzieckimi żołnierzami. To wtedy duński fotograf, Vagn Hansen około 1 listopada zrobił jej to ikoniczne zdjęcie. Za namową przyjaciół Szeles porzuciła jednak karabin na rzecz bycia pielęgniarką. Niestety zanim zdjęcie ukazało się w gazecie, dziewczyna zginęła, niosąc pomoc jednemu z rannych powstańców. Miała wtedy jedynie 15 lat. Dziś jak wiele osób z tamtych lat uchodzi za bohaterkę węgierskiego narodu.

Po zakończeniu powstania zgodnie z dziejowym paktem Polak, Węgier, dwa bratanki, wielu naszych obywateli przystąpiło do pomocy Węgrom. Zebrana naprędce pomoc w postaci krwi, leków, żywności wyniosła ponad 2 miliony ówczesnych dolarów. Powstanie Węgierskie mocno odbiło się także w naszej kulturze. Przykładem tego może być choćby wiersz Zbigniewa Herberta: Węgrom.

Stoimy na granicy
wyciągamy ręce
i wielki sznur z powietrza
wiążemy bracia dla was
 
z krzyku załamanego
z zaciśniętych pięści
odlewa się dzwon i serce
milczące na trwogę
 
proszą ranne kamienie
prosi woda zabita
stoimy na granicy
stoimy na granicy
 
stoimy na granicy
nazywanej rozsądkiem
i w pożar się patrzymy
i śmierć podziwiamy
                                                                        
    1956

Źródła:
http://www.hungarianambiance.com/2011/10/icon-of-revolution.html
http://the-female-soldier.tumblr.com/post/99917167311/erika-szeles-was-a-young-soldier-and-nurse-in-the
https://pl.wikipedia.org/wiki/Powstanie_w%C4%99gierskie_1956
https://poema.pl/publikacja/12816-wegrom






poniedziałek, 10 października 2016

Joe Masseria - As pik

Okres dwudziestolecia międzywojennego w Ameryce to dla wielu z nas przede wszystkim symbol mafijnych porachunków. Były to czasy, kiedy w największych miastach królowali tacy gangsterzy, jak  Al Capone, Frank Costello, Albert Anastasia, Salvatore Lucania czy Vito Genovese. Dla wielu przywódców oraz członków gangów wojna zakończyła się tragicznie. Jednym z najbardziej ikonicznych zdjęć tego okresu jest ciało Joe Masserii z asem pik w dłoni. 


fot. NN

Przełom XIX i XX wieku był okresem niezwykle silnej działalności grup mafijnych w Stanach Zjednoczonych. Kraj ten jako tygiel kultur był wręcz wymarzony do prowadzenia ciemnych interesów. Często obok siebie znajdowały się i konkurowały ze sobą mafie: sycylijska, rosyjska, irlandzka. Największy wpływ na rynku miały oczywiście włoskie mafie, które często konkurowały ze sobą o władzę, pociągając za sobą rzesze ofiar. 

Giuseppe „Joe Boss” Masseria pochodził z Sycylii, jednak na początku XX wieku musiał uciekać do Ameryki przed lokalnym wymiarem sprawiedliwości. Od samego początku nowego życia znany był jako typ spod ciemnej gwiazdy. Po przesiedzeniu pewnego czasu w więzieniu za rozboje i włamania przyłączył się do gangu braci Morellich z Nowego Jorku. Gdy liderzy mafii zostali aresztowani, szybko rozpoczął on przejmowanie władzy. Był to początek jego drogi na sam szczyt. W krótkim czasie udało mu się uzyskać tytuł capo consigliere, czyli doradcy dla wielu mafijnych rodzin. W pewnym czasie dążył nawet do bycia szefem wszystkich szefów. Na przełomie lat 20 i 30.  udało mu się podporządkować cały Brooklyn jak i Bronx. Jego zakusy na coraz to większe terytoria oraz władze nad innymi doprowadziły do wybuchu otwartego konfliktu.

Słynna już dziś wojna castellammaryjska toczona w 1929–1931 pomiędzy Masserią a Salvatorem Maranzaną o dominację w NY, przyczyniła się nie tylko do śmierci ich obu, lecz też sporych zmian w strukturach mafijnych. 15 kwietnia 1931 roku Joe Masseria znajdował się w swej ulubionej restauracji „Nuova Villa Tamaro”, mieszczącej się na Coney Island. W pewnym momencie do knajpy wpadło kilku zabójców, którzy dokonali szybkiej egzekucji na bossie mafijnym. Policja na miejscu zastała zakrwawione ciało Masserii, który w swej prawej dłoni trzymał asa pik, będącego symbolem śmierci. Do dziś nie wiadomo, czy faktycznie w chwili śmierci gangster trzymał tę kartę w dłoni czy też została ona podłożona przez fotografa. Jest to dziś jedno z najbardziej symbolicznych zdjęć tamtego okresu. 

Scena ta była kilkukrotnie odtwarzana w filmach i serialach, jak choćby w Boardwalk Empire.


Źródła:
http://www.nytimes.com/2012/07/01/nyregion/answer-to-a-question-about-a-mobsters-death-in-coney-island.html?_r=0
https://pl.wikipedia.org/wiki/Joe_Masseria
http://sledczy.focus.pl/afery-kryminalne/mafijne-obyczaje-38

piątek, 23 września 2016

David Kirby - historia, która na zawsze zmieniła podejście do AIDS

Są takie wydarzenia, zdjęcia, które nagle zmieniają nasz światopogląd, dają spojrzenie na pewne sprawy z innej perspektywy. Takim momentem była śmierć Davida Kirby'ego, chorego na AIDS. Miało to miejsce w czasach, gdy choroba ta była zupełnie inaczej postrzegana niż dziś. 


fot. Therese Frare


Przez całe lata 80. HIV oraz AIDS traktowano jako karę, coś przeznaczonego dla narkomanów i homoseksualistów. Osoby chore skazywane były na ostracyzm, wykluczenie. Często rodziny wyrzekały się swych bliskich będących nosicielami. Niestety z roku na rok chorych przybywało, a co za tym idzie także i ofiar śmiertelnych. Mimo pierwszych optymistycznych prognoz stworzenia szczepionki w ciągu dwóch lat, do dziś takowej nie wynaleziono, a na całym świecie nadal sporo osób umiera na tę straszliwą chorobę. Opinia społeczna inaczej dopiero zaczęła spoglądać na to zjawisko, kiedy Magic Johnson, koszykarz NBA, przyznał się do bycia zarażonym wirusem HIV. Rok wcześniej doszło jednak do innego przełomowego wydarzenia.

W grudniu 1990 roku magazyn LIFE opublikował zdjęcie autorstwa Therese Frare, prezentujące ostatnie chwile 32-letniego Davida Kirby'ego. Fotografia została wykonana w kwietniu tego samego roku w Columbus, w hospicjum dla chorych na AIDS. Od razu stała się jedną z ikon tej choroby oraz przyczyniła się do zmiany w społecznym myśleniu.

Therese Frare na początku 1990 roku będąc studentką Uniwersytetu w Ohio, zaczęła pracować jako wolontariusz w hospicjum. Poznała tam Petę, który jako osoba biseksualna i zakażona zajmował się chorymi pacjentami. Dzięki niemu poznała właśnie Davida. Na początku lat 80. był on aktywistą społecznym na rzecz osób homoseksualnych. Z tego też powodu zerwał kontakt z rodziną. Kiedy jednak dowiedział się, że jest nosicielem wirusa, odnowił relacje. Zapytał się swych rodziców, czy może wrócić do domu, gdyż chciał umrzeć w otoczeniu bliskich. 

W dniu śmierci Davida, przyjechałam z wizytą do Pety. Zaprowadził mnie wtedy do niego. Zostałam jednak na zewnątrz, aby nie przeszkadzać rodzinie. W pewnym momencie podeszła do mnie jego mama i spytała, czy nie zrobię zdjęć osobom, które przyszły pożegnać jej syna. Weszłam do pokoju i zatrzymałam się w rogu. Przez ten czas cicho fotografowałam te wydarzenia. Po wszystkim zdałam sobie sprawę, że byłam świadkiem naprawdę czegoś niezwykłego. Gdy spytałam kiedyś Davida, czy mogę zrobić mu zdjęcia, odpowiedział, że nie ma sprawy, dopóki nie będą one robione dla zysku. Nigdy nie wzięłam za nie żadnych pieniędzy. 

Jest to niezwykle poruszający i przejmujący obraz. Widok zrozpaczonego ojca żegnającego się ze swym synem to coś, czego nie powinno się nikomu życzyć. Jest to straszne zwieńczenie niebywałego okresu, w którym rodzice Davida musieli być świadkami wyniszczenia ich syna. Zdjęcie to pokazuje tragedię osób chorych na AIDS, które poddawane są ogromnemu cierpieniu. Ciało Davida, a raczej to, co z niego zostało, wraz z zrozpaczonym ojcem nasuwa mi na myśl biblijne obrazy, zwłaszcza mękę Chrystusa. Na ironię zakrawa fakt, że współczesna pieta dotyczy osób piętnowanych przez kościół. 

2 lata później przyszedł też i czas na Petę. Rodzina Davida w dowód wdzięczności za okazaną pomoc swemu synowi towarzyszyła jego koledze do ostatnich chwil. Zdjęcie Frare bardzo szybko wywołało ogromne poruszenie w społeczeństwie. Szacuje się, że do dziś zobaczyło je ponad miliard osób. Dzięki niemu wiele osób zmieniło swe nastawienie do tej choroby, a także zdecydowało zrobić sobie test na obecność wirusa. W 1991 roku zdjęcie to zostało nagrodzone w konkursie World Press Photo. 

W 1992 roku firma Benetton za zgodą rodziny wykorzystała podkoloryzowaną wersję fotografii do swej kampanii reklamowej, co spotkało się z krytyką ze strony środowisk katolickich (zawsze musi być jakieś ale) oraz środowiska LGBT.  







fot. 2-5. Therese Frare


Źródła:
http://time.com/3503000/behind-the-picture-the-photo-that-changed-the-face-of-aids/#1
http://wyborcza.pl/alehistoria/1,121681,20003147,zycie-w-czasach-aids-historia-plagi.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,8173332,Zdjecie__ktore_zmienilo_obraz_AIDS__Magazyn_LIFE_przypomina.html
http://rarehistoricalphotos.com/father-son-deathbed-david-kirby-1989/







czwartek, 22 września 2016

Historia pewnego crowdfundingu

Dziś będzie trochę nietypowo. Przede wszystkim ze względu na to, że pierwszy raz zagości na blogu zdjęcie ze smartfona. Ponadto będzie ono dotyczyło historii świeżej, pewnego starszego pana, który przekonał się, jak wielką mocą dysponuje zjawisko crowdfundingu. 


fot. Joel Cervantes Macias

Joel Cervantes Macias podczas spaceru ulicami Chicago zauważył pewnego starszego pana sprzedającego lody. Byłby to widok jak co dzień, jednak w tym wypadku scena wręcz chwyta za serce. Widzimy staruszka ledwo pchającego swe główne źródło utrzymania. Osoba w takim wieku winna wypoczywać na emeryturze, zamiast ciężko pracować w sytuacji, gdy zdrowie odmawia już posłuszeństwa. Zdjęcie to w pewnym sensie nasuwa mi na myśl motywy mityczne lub biblijne, gdy człowiek musiał zmagać się ze swym losem, przeciwnościami.

Joel poruszony tą sytuacją, podszedł do starszego mężczyzny, by dowiedzieć się czegoś o nim. Okazało się, że postać ze zdjęcia to 89-letni Fidencio Sanchez, który od ponad 20 lat razem ze swą żoną sprzedaje lody na ulicy. Niestety od pewnego czasu jego małżonka poważnie choruje, dlatego też musi on samemu przemierzać miejskie ulice w celach zarobkowych, aby zapłacić za leki i rachunki. 

Joel postanowił od razu kupić od starszego pana trochę lodów za 50 dolarów. Po wrzuceniu zdjęcia na Facebooka, zauważył spore poruszenie wśród swych znajomych. Zmotywowało go to do otwarcia projektu na jednej ze stron crowdfundingowych. Za cel obrał sobie 3 tysiące dolarów. Oczywiście internauci nie zawiedli w tym momencie. Nie tylko szybko zebrano całą kwotę, lecz trochę przekroczono budżet. Dziś na koncie znajduje się blisko 400 tysięcy! W całą akcję zaangażowało się ponad 17 tysięcy osób, a to jeszcze nie koniec! Po raz kolejny okazało się, jak wielka moc kryje się w takich serwisach społecznościowych. 

Historia szybko obiegła nie tylko amerykańskie, lecz i światowe media. Z przeprowadzonych wywiadów dowiedziano się, że życie nie oszczędziło tego mężczyzny. Jako sierota musiał pracować od 13. roku życia, co robi do dnia dzisiejszego. Mimo podeszłego wieku cieszy się z każdej wykonywanej pracy. 



Źródła:
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,20715607,dzieki-temu-zdjeciu-los-89-latka-w-koncu-sie-odmieni.html#Czolka3Img
https://www.gofundme.com/2am4q7kk
http://edition.cnn.com/2016/09/12/us/popsicle-seller-chicago-fidencio-sanchez/
http://www.telegraph.co.uk/news/2016/09/12/well-wishers-raise-115000-in-two-days-for-hunched-89-year-old-ic/






niedziela, 18 września 2016

Pożar na Marlborough Street

W mediach często spotykamy się z historiami określanymi mianem "o włos od tragedii". Niestety czasem zdarzają się też i takie, kiedy to dosłownie sekundy dzieliły ludzi od ratunku. Jedna z nich wydarzyła się 22 lipca 1975 roku na Marlborough Street w Bostonie.


fot. Stanley Forman

Tego dnia w jednej z kamienic doszło do wybuchu pożaru. Na miejscu niezwykle szybko zjawiły się jednostki straży pożarnej. W pewnym momencie zauważono dwie osoby na piątym piętrze. 19-letnia Diana Bryant wraz z 2-letnią chrześnicą, Tiarą Jones zostały uwięzione przez ogień, bez możliwej drogi ucieczki. Strażak, Robert O'Neil po dostaniu się na dach kamienicy, postanowił za pomocą opuszczonej drabiny bezpiecznie ewakuować uwięzione.

Cała sytuacja była obserwowana przez tłum gapiów, w którym to znajdował się Stanley Forman, fotoreporter Boston Herald. W momencie, gdy strażak znalazł się na balkonie i przygotowywał się do przetransportowania dziewczyn na drabinę, nieoczekiwanie konstrukcja runęła. Zarówno Diana jak i Tiara bez żadnej asekuracji spadły z wysokości ponad 15 metrów. 19-latka trafiła do szpitala z poważnymi obrażeniami całego ciała i niestety nie udało się jej uratować. Szczęście w nieszczęściu, mała dziewczynka upadła na ciało swej matki chrzestnej, dzięki czemu cudem przeżyła. 

Tak oto całą sytuację relacjonował potem fotograf:

Pobiegłem na tył budynku, a kiedy spojrzałem w górę, zobaczyłem kobietę i dziecko na schodach przeciwpożarowych. W międzyczasie, strażak Bob O'Neil wspiął się na dach i zobaczył tą samą parę na drodze ewakuacyjnej. Standardowo wybrałem rutynowe miejsce i pozycję do robienia zdjęć. W momencie sięgania przez strażaka po drabinę, całość konstrukcji zawaliła się. Instynktownie zacząłem robić zdjęcia, lecz w momencie samego upadku odwróciłem wzrok. Nie chciałem widzieć ich uderzających o ziemię. Cały się trząsłem. Nie chciałem się także udać potem na miejsce tragedii. 

Fotografia szybko została opublikowana w Boston Herald. Choć wzbudziła wiele kontrowersji, to jednak w przeciągu 24 godzin władze miejskie zdecydowały się na poważne zmiany w zabezpieczeniach przeciwpożarowych, zwłaszcza w zakresie dróg ewakuacyjnych. Za ich śladem podążyły także inne amerykańskie miasta. 

Za swe zdjęcia Forman otrzymał w 1976 roku prestiżową Nagrodę Pulitzera.




fot. 2, 3. Stanley Forman

Źródła:
http://www.o2.pl/artykul/nic-nie-zapowiadalo-tej-tragedii-byli-juz-o-krok-gdy-5921195884487809a
https://en.wikipedia.org/wiki/Fire_Escape_Collapse
http://rarehistoricalphotos.com/mother-daughter-falling-fire-escape-1975/




środa, 3 sierpnia 2016

Nawet Bóg odwrócił wzrok

I wojna światowa była jednym z najtragiczniejszych wydarzeń czasów nowożytnych. Miliony poległych w walkach o metry, drugie tyle okaleczonych do końca życia, wszechobecne okopy sprawiły, że do dziś okres ten kojarzyć się nam może z brudem i beznadzieją. Był to jednak czas, kiedy to nastąpił rozkwit fotografii wojennej, a jedną z osób dokumentujących tamte wydarzenia był niemiecki żołnierz, Walter Kleinfeldt. 


fot. Walter Kleinfeldt

Pierwsza z wojen światowych była odarciem z marzeń o wspaniałych bitwach, szlachetnych potyczkach. Miliony chłopców, młodych mężczyzn zaczytanych w pamiętnikach dawnych bohaterów, prozie wojennej, zafascynowanych propagandą, przystępowało do wojny z myślą, że zwycięstwo nastąpi po kilku tygodniach. Pierwsze bitwy szybko zweryfikowały te marzenia, a rzeczywistość okazała się jedynie okopami, błotem i codziennym obcowaniem ze śmiercią.

Jedną z osób, która została wysłana na front był niemiecki nastolatek, Walter Kleinfeldt. Zgłosił się on na ochotnika w wieku 15 lat, by już rok później w 1916 brać udział w jednej z największych potyczek tamtych lat, czyli bitwie nad Sommą. Na front zabrał ze sobą podręczny aparat, dzięki któremu wykonał jedne z najlepszych zdjęć tamtych czasów. Na jego fotografiach przeważa przede wszystkim życie codzienne żołnierzy, a także towarzysząca im wszędzie śmierć. 

Zdecydowanie najpopularniejszym i najbardziej znanym z jego ujęć jest to, które przedstawia poległych towarzyszy z ukrzyżowanym Jezusem w tle. Uderzające jest tu pobojowisko, jakby wyssane z życia. Obraz beznadziei, zniszczenia dopełniany jest przez same trupy, nie tylko obdarte z życia, lecz nawet z butów. Jednak najważniejszą postacią na zdjęciu jest wizerunek Jezusa odwróconego od tego okrucieństwa. Wydawać by się mogło, że w tym momencie Bóg opuścił wzrok, odszedł od człowieka. Nawiązując do słów samego Jezusa, można by się pokusić o stwierdzenie, że żołnierze na zdjęciu wypowiadają słowa "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?". Czasem trudno sobie wyobrazić, że tak wyglądały dziesiątki, setki kilometrów na francuskiej czy belgijskiej ziemi. 

Walter na szczęście przeżył wojenne zmagania. Nie dane mu jednak było przetrwać kolejnej wojny, albowiem zginął on w 1945 roku. Jego syn stwierdził wiele lat później, że ta fotografia jest jak oskarżenie, oskarżenie wobec wojny. Dodał także, że z czasem obrazy stawały się coraz bardziej poważne, mroczne. Głęboko dotknęło ojca to, co wtedy przeżył. Nie można zapominać, że był wtedy tylko chłopcem. 

Źródła:
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2576335/How-Germany-crucified-Hidden-100-years-astonishing-images-German-soldiers-haunted-spectre-defeat-paying-ultimate-price-captured-camera-one-brothers-arms.html
http://www.mirror.co.uk/news/real-life-stories/two-soldiers-opposing-sides-whose-3224063
https://www.facebook.com/WielkaWojnaWFotografii/photos/a.566885880010212.1073741828.566854300013370/718455628186569/?type=3&theater



środa, 29 czerwca 2016

Maradona - Ręka Boga

Ponieważ jesteśmy teraz w klimatach piłkarskich, dlatego najnowszy wpis dotyczyć będzie futbolu, a dokładniej pewnego głośnego wydarzenia z 1986 roku. Wtedy to Diego Maradona strzelił swą najsłynniejszą bramkę. I niestety było to jedno z największych oszust i niesportowych zachowań w historii sportu. 


fot. Bob Thomas

22 czerwca 1986 roku w ćwierćfinale Mistrzostw Świata w piłce nożnej rozgrywanych w Meksyku zmierzyły się ze sobą drużyny Argentyny i Anglii. Mecz ten miał niezwykle ważne znaczenie dla obu krajów w kontekście wojny o Falklandy, która mimo zakończenia 4 lata wcześniej, nadal budziła niezwykłe emocje i była przyczyną wielu waśni między oboma narodami. Faworytem tego spotkania jak i całego turnieju byli Argentyńczycy, jednak dosyć długo męczyli się oni z wyspiarzami. Wtedy to w 51. minucie spotkania Diego Maradona postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Przy wyskoczeniu do dośrodkowania zdawał sobie sprawę, że jest zbyt niski, by pokonać bramkarza Anglików, Petera Shiltona. Wyciągnął on wobec tego swą rękę, którą to skierował piłkę do siatki. Choć praktycznie cały stadion widział to nieczyste zagranie, to jednak tunezyjski arbiter tego spotkania uznał strzeloną bramkę. Chwilę potem Maradona dokonał drugiej niebywałej rzeczy, gdzie przebiegł z piłką połowę boiska, mijając przeciwników niczym tyczki i zdobywając drugą bramkę dla swej drużyny. Anglików stać było tylko na honorowe trafienie i to Albicelestes cieszyli się z awansu do półfinału, a potem z mistrzostwa globu. 

Sam Maradona dopiero wiele lat później publicznie przyznał się do ręki, choć do dzisiaj twierdzi, że była to Ręka Boga. Zdaniem wielu ekspertów było to jedno z najbardziej kontrowersyjnych i nieczystych zagrań w historii futbolu. Do dziś nie wiadomo, czy gdyby sędzia nie uznał bramki Argentyńczyka, to mecz nie potoczyłby się zupełnie inaczej. 



Źródła:
http://www.polskieradio.pl/43/265/Artykul/1490523,Diego-Maradona-po-29-latach-przeprosil-sedziego-za-reke-Boga


niedziela, 5 czerwca 2016

Ratunek fotografii

Trochę mnie ostatnio na blogu nie było, ale nowa praca, obowiązki i brak weny zrobiły swoje. 

W 1980 roku doszło do jednej z najsilniejszych w nowożytnych dziejach erupcji wulkanu. 18 maja Góra Świętej Heleny dosłownie eksplodowała, tworząc największą erupcję wulkanu w historii Stanów Zjednoczonych. W wyniku tego kataklizmu śmierć poniosło 57 osób, w tym Robert Lansburg, który jednak chwilę wcześniej udowodnił, jak ważna dla niego była fotografia. 


fot. Robert Lansburg


Mało osób mogło przewidzieć, że wybuch wulkanu będzie aż tak silny, Trzęsienie ziemi poprzedzające erupcję doprowadziło do odsłonięcia się terenu na północnej stronie góry. Magma wraz z gazami wewnątrz w wyniku tego błyskawicznie wydostały się na powierzchnię. Doszło do eksplozji o energii 27 tysięcy razy większej niż ta, jak wiązała się z bombą atomową w Hiroszimie. Kilkanaście kilometrów wokół góry dosłownie wyparowało, zmieniając się w iście księżycowy krajobraz. 

Tego dnia zaledwie kilka kilometrów od góry znajdował się lokalny fotograf, Robert Lansburg. Wraz z wybuchem zaczął on wykonywać zdjęcia wulkanu. Niestety po chwili zdał sobie sprawę z ogromu tej katastrofy oraz tego, że nie będzie mu dane uciec. Postanowił wtedy uratować chociaż zrobione przez siebie fotografie. Szybko przewinął taśmę, dobrze ją ukrył w plecaku, a następnie przycisnął do ciała, zanim spływ piroklastyczny pokrył teren, na którym się znajdował. Dopiero po 17 dniach udało się znaleźć jego ciało przykryte popiołem. Na całe szczęście klisza pozostała nietknięta, dzięki czemu świat mógł zobaczyć ostatnie zdjęcia wykonane w jego życiu. Dla naukowców fotografie zrobione przez Lansburga okazały się cennym materiałem do badań. 

Człowiek ten do końca pozostał fotografem, udowadniając, czym dla niego znaczyło robienie zdjęć oraz jakie miało być ich przesłanie.


Źródła:
http://faktopedia.pl/507019
https://www.lomography.com/magazine/234721-robert-landsburgs-brave-final-shots
https://en.wikipedia.org/wiki/Robert_Landsburg
https://pl.wikipedia.org/wiki/Erupcja_Mount_St._Helens_w_1980_roku



czwartek, 18 lutego 2016

Najdroższy ziemniak świata!

Ostatnimi czasy w internecie furorę robi zdjęcie najsłynniejszego obecnie ziemniaka na świecie. Trudno w to uwierzyć, ale poniższy obraz jest jedną z najdroższych fotografii w historii. Pewien anonimowy kupiec zapłacił za dzieło bagatela... milion euro!


fot. Kevin Abosch

Przyznam się szczerze, że nie ogarniam sztuki współczesnej. Kwoty za dzieła współczesnych malarzy, artystów są dla mnie zupełnie absurdalne. Przykładem może być właśnie sfotografowany ziemniak. Parafrazując Benedykta Chmielowskiego - "Ziemniak jaki jest, każdy widzi". Obraz ten przyciąga uwagę swą kompozycją, wykadrowaniem, oświetleniem, jednak zdecydowanie nie powinien być wart takich pieniędzy. Skoro jednak tak się stało, to przyjrzyjmy się bliżej historii tego zdjęcia.

Kevin Abosch jest obecnie zaliczany do najpopularniejszych fotografów świata. Specjalizuje się on w fotografii znanych osobistości czy też obrzydliwie bogatych. Dzięki własnemu, indywidualnemu stylowi stał się on uznaną marką na rynku. Zamówienie u niego portretu to koszt rzędu od 150 do 500 tysięcy dolarów. Potrafi wykonać zdjęcia zaledwie w kilka sekund. W wolnej chwili uwiecznia on na swych zdjęciach także ziemniaki. Fotograf darzy pewną sympatią kartofle, albowiem porównuje je do ludzi i twierdzi przy tym, że każdy z nich jest inny. W swej karierze wykonał już wiele porterów tych warzyw, a ten powyższy jest jednym z jego ulubionych. 

Portret "Potato #345 (2010)" wisiał w jego pracowni artystycznej, gdzie został zauważony przez bogatego europejskiego biznesmena. W artykule gazety „Sunday Times” znalazła się wypowiedź towarzysza nabywcy, który był naocznym świadkiem kupna zdjęcia:

Wypiliśmy po dwa kieliszki wina, kiedy on nagle powiedział, że bardzo podoba mu się ten obraz. Poprawiłem go, że to jest przecież zdjęcie. A on odparł, że musi je kupić. 
Choć wyznaczona zaporowa cena miliona euro nie podlegała negocjacji i wydawała się być odstraszająca poszczególnych klientów, to jednak wspomniany biznesmen po dwóch tygodniach ją zaakceptował. W wyniku tego portret ziemniaka o wymiarach 162 na 162 cm stał się jednym z najbogatszych w historii, a przy tym jednym z najbardziej kontrowersyjnych. 

A czy Waszym zdaniem jest sens płacenia ogromnych pieniędzy za dzieła sławnych osób? 

Źródła:
http://www.radiozet.pl/Rozrywka/O-tym-sie-mowi/Zdjecie-ziemniaka-sprzedane-za-milion-dolarow-00017790
http://kopalniawiedzy.pl/ziemniak-kartofel-zdjecie-portret-Kevin-Abosch,23902