czwartek, 24 maja 2012

James Nachtwey - Rwanda

W 1994 roku doszło do jednego z największych ludobójstw w historii świata. W niespełna 100 dni  w wyniku wojny domowej w Rwandzie śmierć poniosło ponad milion osób. Mimo alarmu wielu pracowników organizacji charytatywnych oraz dziennikarzy, świat nie zareagował odpowiednio na tę tragedię. 


                                                       Fot. James Nachtwey

Ze względu na uwarunkowania historyczne Rwanda od dawna stanowiła ogromny punkt zapalny. Zamieszkują ją od setek lat dwa ludy: Hutu i Tutsi. Od samego początku nie darzyły się sympatią, a wzajemne animozje narastały z biegiem czasu. Choć zazwyczaj mówi się o nich jako o dwóch odrębnych plemionach, to jednak bardziej adekwatnym określeniem powinno być - klasy społeczne, kasty.
Przed masakrą Hutu stanowili 85% mieszkańców Rwandy i Burundi. Przez wieki byli klasą niższą. Pozbawiono ich majątku oraz władzy na rzecz Tutsi. Trudnili się przeważnie rolnictwem. 
Tutsi, mniejszość ludności (14%), byli zawsze na uprzywilejowanej pozycji. To oni posiadali władzę, a symbolem ich bogactwa były hodowane przez nich krowy.
Niewielka powierzchnia pół uprawnych stała się jednym z głównych źródeł narastającego konfliktu. 

W momencie, gdy Rwanda stała się belgijską kolonią, jej nowi właściciele postanowili raz na zawsze wprowadzić podział wśród mieszkańców. Choć warunkami fizycznymi, ogólnym wyglądem mieszkańcy mogli się nic nie różnić od siebie, to jednak od tego momentu każdy obywatel Rwandy musiał mieć wpisaną w dowodzie przynależność do odpowiedniej kasty.

Z powodu ukształtowania terenu oraz bardzo gęstego zaludnienia, obie klasy społeczne zmuszone zostały do mieszkania obok siebie. Na przestrzeni lat wybuchało wiele konfliktów etnicznych, w których ginęły nawet setki tysięcy osób, lecz najgorsze miało dopiero nadejść. W drugiej połowie XX wieku nastał reżim Hutu, który zaczął powolne planowanie pozbycia się niewygodnych obywateli.

Rozpoczęto prowadzenie polityki, której propaganda przeciw Tutsi przypominała metody stosowane przez nazistów wobec Żydów. O Tutsi mówiono „inyenzi”, czyli karaluchy. Należało tę plagę wyplenić, całkowicie zlikwidować. Choć na ich wiecach zapowiadano publicznie rozprawienie się z "przeciwnikami", to jednak Tutsi nie chcieli wierzyć, iż może dojść do masakry.

Jednak już cztery miesiące przed rozpoczęciem działań, lokalne władze otrzymywały szczególne wytyczne co do przeprowadzenia akcji eksterminacji. Wreszcie 6 kwietnia 1994 r. nad Kigali zestrzelony został samolot prezydencki. Do dzisiaj nie wiadomo, kto stał za tym zamachem, gdyż prezydent tracił uznanie w oczach pozostałych członków rządu. Już kilkadziesiąt minut po tym incydencie bojówki Hutu wraz z oddziałami wojskowymi zaczęły zabijać Tutsi. 

Kolejnym sygnałem do rzezi było nadanie w radiu hasła "ściąć wysokie drzewa". Radio stało się głównym narzędziem nawołującym do ludobójstwa. Wszyscy mężczyźni mieli obowiązek mordowania Tutsi. Ponadto każdy Hutu, który maił odmówić wykonania rozkazu, pomagał Tutsi lub się z nimi przyjaźnił, również miał zostać zamordowany. 

Rozpoczęła się jedna z największych rzezi w historii ludności, a jej największym symbolem stały się maczety.

Na powyższym zdjęciu ukazane zostały maczety, które Hutu musieli pozostawić przed przekroczeniem granicy z Kongiem.

Sprowadzane z Chin i sprzedawane w setkach tysięcy, maczety miały być i były głównym narzędziem zbrodni. Oprawcy prześcigali się w okrucieństwie. Urządzano prawdziwe orgie morderstw, a radio Tysiąca Wzgórz podsycało jeszcze bardziej skalę zbrodni głosząc, że "Groby Tutsi są pełne dopiero w połowie. Wypełnijcie je do końca!”. Nie oszczędzano nikogo, kobiet, starców, dzieci, zakonników, a nawet żołnierzy ONZ. W wielu przypadkach bojówki posiadały dokładne listy Tutsi wraz z ich adresami zamieszkania.

Niestety siły pokojowe biernie przyglądały się rzezi, a mocarstwa światowe albo bały się interwencji, albo uznawały wojnę za sprawę wewnętrzną Rwandy. W ten oto sposób ONZ stało się biernym uczestnikiem zdarzeń i mimo próśb ludności nie zrobiło nic, by uratować bezbronne osoby. Dopiero w obliczu światowej krytyki oraz ogromu ludobójstwa zdecydowano się na interwencję. 

Ta jednak przyszła wcześniej z innej strony, a mianowicie dzięki Rwandyjskiemu Frontowi Patriotycznemu, czyli Tutsi z Ugandy i Tanzanii. Do lipca udało im się pokonać siły Hutu, którzy sami rozpoczęli masowy exodus do Konga. W zachodniej telewizji pokazywano uciekających Hutu jako ofiary ze strony Tutsi. W Goma w Kongo rozpoczęła się wielka akcja pomocy humanitarnej, pomocy dla setek tysięcy morderców. 2 lata później armia rwandyjska wkroczyła do Konga i zaatakowała obozy dla uchodźców. Udało im się schwytać bądź zabić wielu członków bojówek interahamwe, w głównej mierze odpowiedzialnych za mordy.

Do dzisiaj prowadzone są procesy osób odpowiedzialnych za ludobójstwo. Gehenna Tutsi przypomina w znacznej części los Żydów w czasie II wojny światowej. Z wielkich rodzin ocalały zaledwie jednostki lub nikt nie ocalał.

Na zdjęciu ukazany został mężczyzna z plemienia Hutu, który z powodu odmowy w  ludobójstwie, został uwięziony w obozie koncentracyjnym, gdzie go głodzono i atakowano maczetami. Mimo wszystko udało mu się przeżyć i trafił pod opiekę Czerwonego Krzyża. James Nachtwey po przyjeździe do Rwandy udokumentował w dramatyczny sposób przerażający widok kraju po tych wydarzeniach.





Dla osób, które chcą się czegoś więcej dowiedzieć o tym tragicznym konflikcie, polecam trzy filmy "Hotel Rwanda", "Shooting Dogs" oraz "Czasem w kwietniu". 


Źródła:
pl.wikipedia.org/wiki/Ludobójstwo_w_Rwandzie
http://pasjaswiata.pl/rwanda-ludobojstwo/
http://pasjaswiata.pl/ludobojstwo-w-rwandzie/
http://pasjaswiata.pl/rwanda-1994/



1 komentarz:

  1. zdecydowanie powinien Pan wydać książkę:)
    Zdjęcie porażające. Genialnie oddaje wszystkie emocje, które kryją się za tą historią.

    OdpowiedzUsuń