czwartek, 22 stycznia 2015

Krzysztof Miller - Zair

W 1997 roku Krzysztof Miller, wybitny polski fotoreporter odwiedził Kongo (ówczesny Zair) w celu udokumentowania nędzy, w jakiej znaleźli się mieszkańcy Rwandy, którzy uciekli z kraju ogarniętego wojną. Jego zdjęcie trzech wygłodzonych chłopców idealnie ukazuje tragizm nie tylko samych mieszkańców Afryki, lecz także niemoc ze strony światowych organizacji. 

fot. Krzysztof Miller

Na przełomie 1994/1995 roku doszło w Rwandzie do masowego exodusu ludu Hutu, którzy wcześniej w ciągu zaledwie 100 dni wymordowali w swym kraju ponad milion przedstawicieli Tutsi. Więcej o tym pisałem w artykule James Nachtwey - Rwanda. Po przegranej wojnie Hutu wiedzieli, że przekroczyli granicę, której nie da się już zatrzeć, cofnąć. Dlatego w obawie przed zemstą Tutsi, rozpoczęli masową ucieczkę do sąsiednich państw, a najwięcej z nich udało się do Zairu. Na terenie dzisiejszego Konga znalazło się ich blisko 2 miliony, albowiem kraj ten był w większości zamieszkiwany także przez lud Hutu. Niestety Zair nie mógł sobie poradzić z tak wielką ilością uchodźców.

Umieszczeni zostali oni w rejonie miasta Goma oraz Parku Narodowego Wirumga. W owym czasie był to największy tego typu obóz na świecie. Ogromna liczba osób została podzielona na kilka obozów oddalonych od siebie o wiele kilometrów. Im dalej ludność znajdowała się od miast, tym miała mniejsze szanse na przeżycie. Miller w czasie swej wyprawy znalazł się między innymi w ostatnim obozie oddalonym o 110 kilometrów od miasta. Po przybyciu na jego teren zaskoczyła go kompletna cisza. Zdał sobie sprawę, że trafił do miejsca, które można porównać do "umieralni" opisanej w Innym Świecie. W każdym miejscu stykał się z ludźmi, którzy praktycznie już tylko oczekiwali na śmierć. 

W pewnym momencie wszedł do lichego budynku przeznaczonego dla najsłabszych osób. Pod ścianą zaobserwował trzech chłopców, którzy zostali uwiecznieni na jego fotografii. Paradoksem tej sytuacji jest fakt, że z kartonu pochodzącego z pomocy humanitarnej od Unii Europejskiej zrobili sobie po prostu kibel. Oto co napisał na temat tej sytuacji:
Trójca bynajmniej nie święta. Nie Ojciec, Syn i Duch. Same duchy. Trójca dzieci na oko po siedem, dziesięć lat. Jedni z tych, którzy już nie żyją, choć dopiero umierają z głodu. Ale ja wiem, że nie przeżyją. Siedzą na kartonie z kręgiem złotych gwiazd na błękitnym tle i mają to w dupie. Dosłownie. Wypróżniają się do niego. Po prostu jeszcze po ludzku srają. Ale nawet to sprawia im ból. 
I śmierdzę, bo oni śmierdzą. Ale siedzę, bo fotografuję przechodzenie kogoś na tamtą stronę. Boli mnie to. Jakbym sam wetknął już Charonowi pieniążek w dłoń, w oko, żeby przewiózł mnie na drugą stronę rzeki.  
Nie mogłem tym ludziom pomóc, choć wtedy byli dla mnie najważniejsi na świecie. Zawsze mogę tylko podać informacje o tym, co gdzieś z ludźmi się dzieje. Zbulwersować świat brzydkim obrazkiem. Żeby hamburger wypadł z ręki. A flaki po warszawsku stanęły kołkiem w gardle. Tyle tylko mogę. Jeżeli komuś tym pomogę, to już na pewno nie im. Oni szansy nie mają.
Moim zdaniem niezwykle celnie i okrutnie prawdziwie autor odniósł się do kwestii głodu, ukazując pełny brak naszego zrozumienia tego światowego problemu:
Byłbym ostatnią szują, gdybym mówił, że znam głód. Bo głód tylko fotografowałem, więc nie mam prawa o nim pisać. Czy głód zresztą jest opisywalny? Głód jest fotograficzny. Łatwiej spojrzeć, nacisnąć, i odejść. Trudniej wejść w ciało i głowę głodującego człowieka. Dlatego tylko fotografowałem. Robiłem zdjęcia, chwytałem ich przed śmiercią, by oni sami, milcząc, mówili. By nie zamilkli.
         Wszystkie cytaty - Krzysztof Miller: 13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego, s. 137-140.

Sytuacja w obozach była niezwykle ciężka. Tysiące ludzi umierało z głodu. Według danych przedstawionych przez komisarzy i organizacje charytatywne, na jednego mieszkańca obozów należało przekazywać jednego dolara dziennie. Przy dwóch milionach uchodźców była to zawrotna suma 2 milionów dolarów każdego dnia. Brak środków doprowadził do tego, że często rozdawane racje żywnościowe były redukowane do tysiąca kalorii, kiedy organizm ludzki potrzebuje do przeżycia minimum 2200 kcal.

Dla mieszkańców Konga i uchodźców był to dopiero początek gehenny, albowiem niedługo dojdzie do dwóch wojen kongijskich, które zakończą się dopiero w 2003 roku. Przyniosą one śmierć ponad pięciu milionom osób, a wielu innych pozbawią dachu nad głową oraz zmuszą do ucieczki z kraju.

Przy okazji polecam wszystkim do lektury książkę Krzysztofa Millera, albowiem jest to kawał dobrego reportażu, szczery do bólu, bez żadnych upiększeń.



Źródła:
http://www.maitri.pl/gazetka/my_05/html/obozy.htm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ludob%C3%B3jstwo_w_Rwandzie
http://pl.wikipedia.org/wiki/II_wojna_domowa_w_Kongu
Krzysztof Miller, 13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego, Kraków 2013. 

2 komentarze:

  1. kapitalne zdjęcie i niesamowity człowiek, a książka powoduje, że miałem ciary na plecach i gęsią skórę podczas jej lektury. Niesamowite i trudne opowieści. Wg mnie lektura obowiązkowa.

    PS. trafiłem na Twojego bloga i bardzo mnie to cieszy - zostanę na dłużej

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za informacje o powstaniu tej fotografii. Niedawno pisałem blog i wspomniałem w nim o Krzysztofie Millerze, którego dawno temu znałem.

    OdpowiedzUsuń